Słabość GPW jest szczególnie widoczna w przypadku najważniejszych wskaźników dotyczących największych spółek. Wygląda na to, że rok zakończą z bardzo poważnymi stratami. Ale i najszerszy indeks, WIG, też jest w odwrocie.
W styczniu 2015 r. wydawało się, że nic złego nie powinno się wydarzyć. Wynikało to przede wszystkim z oczekiwań dotyczących ogólnej sytuacji gospodarczej. Spodziewaliśmy się wzrostu PKB na poziomie 3,3–3,5 proc. i – wszystko na to wskazuje – mniej więcej taki będziemy mieli. A to dawało szansę na delikatną, ale jednak, poprawę nastrojów na giełdzie. Tak się jednak dzieje w normalnych czasach, w normalnej sytuacji, bez nadzwyczajnych czynników, które zaburzają wyceny spółek. Niestety, nadzwyczajne czynniki się pojawiły.
Zacznijmy od tych zewnętrznych. Miały relatywnie mniejsze reperkusje. Chodzi tu przede wszystkim o spadek cen surowców na świecie, który wpłynął na sektor górniczy z KGHM na czele. Nie dotknął jednak sektora paliwowego, głównie ze względu na wyraźny wzrost marż.
Możemy też wskazywać na świetne perspektywy gospodarki amerykańskiej, które z pewnością zachęcają do większego angażowania się w tym kraju. USA, w tym sensie, nie są dla nas bezpośrednią konkurencją, ale jednak też mogły część potencjalnych inwestorów zabrać.
Na to wszystko wpływu nie mamy. Podobnie jak na decyzje Szwajcarskiego Banku Centralnego. A ten zdecydował o ściągnięciu kotwicy ograniczającej wahania kursu franka w relacji do euro. Bezpośrednio nie wypłynęło to jakoś poważnie na nasz rynek. Stało się jednak istotnym elementem w politycznej rozgrywce.