Zgodnie z przewidywaniami szefa banku centralnego w okresie wakacji inflacja miała wejść na szczyt, by dalej poruszać się już po płaskowyżu. Wakacje minęły, a ona dalej się wspina. I to szybko. Wrześniowe 17,2 proc. to najwięcej od 1997 r. A końca nadal nie widać. Przecież horrendalnie wysokie rachunki za energię i ogrzewanie tak naprawdę dopiero zaczniemy płacić. Ciągle też działają tarcze antyinflacyjne, które nie mogą funkcjonować bez końca.

Ekonomiści załamują ręce. Coraz częściej słychać głosy, że sytuacja wymknęła się spod kontroli, że rząd i NBP stracili panowanie nad tym, co się dzieje. Cóż z tego, że od wielu miesięcy Rada Polityki Pieniężnej podnosi stopy procentowe, co mocno bije w posiadaczy kredytów, ale też ma zniechęcić nas do zaciągania kolejnych (zresztą skutecznie, bo akcja kredytowa ostro wyhamowała), skoro rząd pozostaje głuchy na powtarzane od miesięcy apele do zatrzymania rozbuchanego na niespotykaną wcześniej skalę rozdawnictwa publicznych pieniędzy. Mamy więc klasyczne rozdwojenie jaźni. NBP i RPP próbują inflację zdusić, rząd ją podsyca. I napędza drożyznę. Dziś doszliśmy do momentu, w którym bez pomocy państwa wiele osób sobie zwyczajnie nie radzi, wiele będzie miało kłopot z przeżyciem zimy. Pojawiają się więc kolejne programy wsparcia, które jednak napędzają inflację i drożyznę. Te pustoszą nasze portfele, będą więc kolejne programy… I tak w kółko. Wpadliśmy w spiralę, jeśli nie korkociąg inflacyjny. A z tego trudno wyjść, zwłaszcza jeśli jeden z pilotów przyciąga drążek sterowniczy, a drugi go odpycha. Nawet gdyby jakimś cudem zwarli szyki i jednak spróbowali wyrównać lot, to boleśnie odczujemy przeciążenie. Już odczuwamy. Eksperci szacują, że wysoka inflacja będzie drenować nasze kieszenie nawet do 2025 r. Jeszcze niedawno rząd uspokajał, że przecież pensje rosną tak szybko jak inflacja, więc nie ma problemu. Teraz jednak przestały za nią nadążać, a przecież są rzesze pracowników, choćby budżetówki, których płace rosną ledwie o kilka procent, jeśli w ogóle rosną. Frustracja i złość w społeczeństwie rośną. Wystarczy poczytać komentarze pod informacjami na temat skali inflacji albo posłuchać rozmów na ten temat w sklepach czy na bazarach.

Czytaj więcej

Inflacja w Polsce przebiła najgorsze prognozy. Rekordowe 17,2 proc. we wrześniu

Pech chciał, że politycy PiS mieli w czwartek spotkanie w Pułtusku, gdzie - jak zdradził jeden z prominentnych posłów tego ugrupowania – choć nastrój był poważny, to było miło, były śpiewy i wino. Złośliwi porównują to do sytuacji na Titanicu po zderzeniu z górą lodową. Problem w tym, że PiS i rząd ciągną pod wodę nie tylko siebie, ale nas wszystkich. To my płacimy i jeszcze długo będziemy płacić za ich harce, brak zdecydowanej, jednolitej polityki antyinflacyjnej, wreszcie za nieudolność i bezczynność.