Panowie Jankowiak i Gronicki podejmując w tekście „Inflacja nie znika od gadania, ale kiedy przestaje się o niej gadać” polemikę z moim tekstem, który ukazał się niestety po prawie trzech miesiącach od przesłania do Szanownej Redakcji, nie spełnili dwóch podstawowych warunków.Jak się chce z kimś na poważnie polemizować, to po pierwsze, trzeba jego wywody dokładnie przeczytać, a po drugie, trzeba je zrozumieć. Jak się nie rozumie, to po prostu zapytać.
Czytaj więcej
Zakotwiczenie oczekiwań inflacyjnych zawsze pozostawać będzie w domenie organu odpowiedzialnego za stabilność cen.
Oczywiście inflacja nie znika od braku gadania o niej, ani od gadania, że jej nie ma, a z pewnością, gdy ludzie o niej nie mówią, to pewnie jej nie ma, bo do tego sprowadza się banalne stwierdzenie sir Mervyna Kinga (szefa Banku Anglii w latach 2003-2013 – red.), ale Panowie powinni wiedzieć, że istnieje coś takiego jak oczekiwania inflacyjne, a te od gadania (czasami aż świerzbi by powiedzieć „paplania” albo „mielenia jęzorem”) powstają i od gadania się umacniają. Informacja i budowanie, jak to się niezbyt poprawnie mówi „sentymentów” – czyli po prostu nastrojów, nastawień – to jeden z podstawowych czynników kształtujących procesy ekonomiczne.
Jak się zatem coś mówi, będąc na jakimkolwiek stanowisku politycznym, to trzeba respektować zasadę odpowiedzialności za słowo. Nawet jeśli jest się w opozycji do rządzących, albo z jakichś subiektywnych powodów nie darzy ich sympatią, bo polityka to przede wszystkim troska o dobro wspólne.
Będę obstawał przy swoim, że prezes banku centralnego i członkowie RPP nie są od tego, by gadaniem umacniać, a tym bardziej pobudzać oczekiwania inflacyjne, a raczej je studzić. I pretensje, że prezes nie zapowiedział wcześniej, że będzie inflacja, są delikatnie mówiąc mało sensowne, świadczą o ignorancji. Jeżeli prezes instytucji odpowiedzialnej za stan pieniądza coś mówi, to po prostu trzeba słuchać, widocznie uważał za ważne przekazanie takiej, a nie innej informacji. Zawsze jest to wynik pracy zespołu analityków co nieco lepszych od głównych ekonomistów – którzy, przyznam, też są na ogół nieźli. Skoro Panowie tego nie rozumieją, to cóż, ja mogę tylko poradzić, że wciąż warto się uczyć.