W latach 2011–2021 budżet wydał 14,3 mld zł na mieszkalnictwo, w tym 8,77 mld zł na programy rządowe: 4,07 mld zł na Rodzinę na Swoim, 2,9 mld mln zł – Mieszkanie dla Młodych, 1,29 mld zł – budownictwo socjalne, 462 mln zł – budownictwo społeczne, 4 mln – Mieszkanie na Start. W latach 2019–2021 wydawano zdecydowanie najmniej – poniżej połowy średniej rocznej z wydatków z poprzednich ośmiu lat.
Komunikowane jako kompleksowe zmiany prawne mające usprawnić proces inwestycyjno-budowlany nie wystarczyły, a ludzie odpowiedzialni za Narodowy Program Mieszkaniowy nie podołali wyzwaniu.
Japońska sztuka judo ma zasadę maksimum skuteczności przy minimum wysiłku, czyli optymalizację działania poprzez dopasowanie metody do okoliczności. Warto tę zasadę wykorzystać w Polsce w mieszkalnictwie.
Potencjał organizacyjny, kapitały, energia i wiedza firm deweloperskich mogłyby podwoić bezwzględny wzrost liczby mieszkań, zakładany w Narodowym Programie Mieszkaniowym. Z 400 mieszkań przypadających na 1000 mieszkańców w styczniu 2022 r. (a więc jeszcze przed napływem uchodźców ukraińskich, którzy znacząco i trwale zwiększają liczbę mieszkańców Polski) mielibyśmy w 2030 r. co najmniej 470 mieszkań zamiast zakładanych przez rząd 435, i to w optymalnych ekonomicznie lokalizacjach, o których decydowałby popyt, a nie decyzje administracyjne.
Zamiast ganić deweloperów [Jarosław Kaczyński tłumaczył niedawno w Inowrocławiu, że tanich mieszkań nie udało się budować z winy układu deweloperskiego – red.], trzeba zaprosić ich do otwartego dialogu: co jest potrzebne, aby rocznie oddawać do użytku nie zaledwie 230 tys. lokali mieszkaniowych jak obecnie, lecz co najmniej dwa razy tyle?