Ucieszyłem się ogromnie, gdy natrafiłem na ślad jego apelu o wskrzeszenie PZPR, tym razem pod nazwą Partia Zasiłku Powszechnego i Rozdawnictwa. Rybiński wyłuszczał dość oczywisty powód tej reaktywacji: polityka przecież „sprowadza się dziś do dawania fantastycznych obietnic, których potem się nie dotrzymuje”.
Te słowa idealnie pasują do naszej politycznej rzeczywistości. Jednak aby obywatele mogli potraktować poważnie słowa polityków, to muszą się znaleźć pieniądze. Nie można przecież powiedzieć, że idą one prosto z drukarni. Już lepiej powiedzieć lakonicznie „pieniądze są”, i nie mówić skąd, jak to zrobiła w kampanii wyborczej jedna z greckich partii. Oczywiście jeszcze przed kryzysem zadłużenia.
U nas za znajdowanie pieniędzy odpowiada sam premier, który swoje działania tłumaczy troską o obywatela. „Ten rodzaj oszustwa wyborczego nazywa się potocznie wrażliwością społeczną i troską o los najuboższych” – pisał Rybiński.
Świetnie to rozumie prezes Glapiński. Ale po powołaniu na kolejną kadencję, nie wiadomo jaką będzie miał agendę. Czy dalej w swojej niezależności będzie pomagać rządowi? Czy na pewno wie, którą stopę podnosić: procentową czy życiową? Skoro już raz pobłądził, uważając, że inflacja jest przejściowa, gdy była uporczywa, to może teraz, gdy mówi, że jest uporczywa, to właśnie okaże się przejściowa?
Elastyczność prognostyczną NBP wykorzystuje rząd. Im niższy prognozowany wskaźnik inflacji, tym mniejsze będą podwyżki pensji pracowników budżetówki i waloryzacje świadczeń społecznych. Nadal obowiązuje budżet, zakładający inflację w wysokości 3,3 proc. Dzięki temu dano budżetówce 4,4-proc. wzrost płac w bieżącym roku! A w założeniach budżetowych na przyszły rok inflacja ma wynieść 7,3 proc., czyli znów dużo poniżej prognoz rynkowych. Można więc będzie znów zacisnąć pasa budżetówce, lekarzom czy nauczycielom. To przecież naturalne, że chcąc dać jednym, trzeba innym pechowcom wytłumaczyć, że idą trudne czasy i należy oszczędzać. I realizować w ten sposób ulubioną politykę rozpasania poprzez zaciskanie pasa.