Dlaczego tak trudno idzie redukcja deficytu

Płacz, który się rozległ po ogłoszeniu przyszłorocznej projekcji olbrzymiego deficytu budżetowego przez ministra finansów, byłby uzasadniony, gdyby ktokolwiek miał prawo powiedzieć, że jest tak naprawdę zaskoczony

Publikacja: 11.09.2009 01:18

Adam Jasser

Adam Jasser

Foto: Rzeczpospolita

Red

Projekcje Komisji Europejskiej i wielu ekonomistów przewidywały taki scenariusz. Ba, niektórzy wieszczyli 80 mld zł deficytu, czyli o połowę więcej, niż przewiduje minister Jacek Rostowski.

Przyczyny tego stanu są oczywiste – tak znaczne spowolnienie gospodarcze zabija dochody budżetu, a przy sztywnych wydatkach zaprogramowanych ustawowo nie sposób czynić znaczących oszczędności. Podnoszenie podatków w okresie spowolnienia to ostateczność, bo pogłębia spadek konsumpcji.

To, że mamy strukturalny deficyt budżetowy, jest znane wszystkim w Polsce od lat. Wszyscy wiedzą, że potrzebne są reformy emerytur rolniczych, służby zdrowia i rent, ale wolimy o tym zapomnieć w czasach koniunktury, kiedy deficyt w naturalny sposób maleje dzięki wysokim dochodom podatkowym. A to właśnie wtedy jest czas na radykalne reformy i likwidację deficytu. Jeżeli nie jesteśmy w stanie mieć nadwyżki budżetowej w czasach tłustych, to jakim cudem spodziewamy się małego deficytu w latach chudych?

To nie jest tak, że politycy w Polsce (i wielu innych krajach Unii) tego nie wiedzą. Ironia losu polega na tym, że partie gotowe na reformy albo rządzą w okresie dekoniunktury, albo nie mają dostatecznej większości w parlamencie. Partie, które wierzą w cuda (a nie są to akurat te związane z Donaldem Tuskiem) i w to, że szybki wzrost gospodarczy można zadekretować, uważają, że reformy to wymysł neoliberałów i że deficyt „nie jest taki zły”. W związku z tym marnują okresy szybszego wzrostu i wydają krocie na obsługę rosnącego zadłużenia zamiast na rozwój Polski. 

Tak było za SLD, tak było za PiS. Obie rządziły w okresach silnego wzrostu gospodarczego. Obie miały mocne większości w Sejmie i przyjaznych prezydentów, a więc mogły przeprowadzać reformy, ale nie chciały. Zupełnie nie dziwi deklaracja Aleksandra Kwaśniewskiego, że koalicja tych dwóch partii w sprawie TVP może być początkiem współpracy w innych sprawach. Jeśli chodzi o dług publiczny i blokowanie reform, ta koalicja istnieje od dawna. Dopóki wyborcy nie dadzą silnego mandatu do przeprowadzenia reform partiom, które są gotowe podjąć to wyzwanie, Polska z pewnością nie uwolni się od garbu nadmiernego zadłużenia. Pozostanie koślawo rozwijającym się krajem zmarnowanych szans.

[i]Adam Jasser, dyrektor programowydemosEuropa – Centre for European Strategy[/i]

Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Jak skrócić tydzień pracy w Polsce
Opinie Ekonomiczne
Stanisław Stasiura: Kanada – wybory w czasach wojny celnej
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Polscy milionerzy wolą luksusowe samochody i spa niż nieruchomości