Polscy biznesmeni udanie rywalizują z gigantami

Zaczynali od bazarów i garaży. Dziś firmy, które zapaleńcy tworzyli po 1989 roku, gdy w Polsce odradzał się kapitalizm, odważnie walczą o klientów ze światowymi gigantami

Publikacja: 29.10.2010 01:03

Wojciech Morawski, szef i właściciel bieliźniarskiej firmy Atlantic, zaczynał od przywożenia ubrań z

Wojciech Morawski, szef i właściciel bieliźniarskiej firmy Atlantic, zaczynał od przywożenia ubrań z Tajlandii. Dziś to najważniejszy obok niemieckiego Triumpha gracz rynku

Foto: Fotorzepa

W albumie rodzinnych fotografii Andrzeja Kowalskiego ważne miejsce zajmuje zdjęcie jego krewnych, nad którymi znajduje się logo firmy Sante. Napisali je flamastrem na zwykłej kartce. Pomysł na fotografię wzięli z serialu „Dynastia”, który królował wówczas w polskiej telewizji.

Był początek lat 90. i Kowalski wierzył, że niczym Carringtonowie stworzy rodzinną korporację. Dziś spółka Sante to czołowy producent zdrowej żywności w Polsce i lider rynku muesli, o który walczą tacy globalni giganci, jak Nestle czy Dr Oetker.

Firm, które powstały od zera na przełomie lat 80. i 90. i wyrosły na liczących się graczy nie tylko w kraju, ale i za granicą, jest znacznie więcej.

– Po ponad 20 latach nikt nie może mieć wątpliwości, że polscy przedsiębiorcy wykorzystali w pełni możliwości, które przyniosły przemiany ustrojowe – uważa Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.

Drzwi uchylone lekko dla rzemieślników i tzw. prywaciarzy w socjalizmie na oścież otworzyła ustawa z grudnia 1988 r. o działalności gospodarczej – znana jako ustawa Wilczka.

Sadowski zwraca uwagę, że była ona konstytucją polskiej wolnej przedsiębiorczości i filarem cudu gospodarczego przełomu lat 80. i 90. Jej sztandarową zasadą było hasło: co nie jest zakazane, jest dozwolone.

– Z dnia na dzień zaczęły się pojawiać setki tysięcy małych przedsiębiorstw. Badania Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN pokazują, że między 1989 a 1996 r. powstało w Polsce w ten sposób od 5 do 6 mln nowych miejsc pracy. Proces ten nazywaliśmy „prywatyzacją oddolną” – mówi Andrzej Sadowski. 

[srodtytul]Biznes z kolegą[/srodtytul]

Ryszard Florek, założyciel firmy Fakro – wicelidera światowego rynku okien dachowych – wspomina, że zaczynając własną działalność pod koniec lat 80. ,niewiele można było osiągnąć. Rozwój blokowały wysokie podatki, które pochłaniały większość zysku.

Dlatego gdy zmieniły się przepisy, w Fakro nie zwlekali i od razu zabrali się do ekspansji rynkowej. Pierwsze okna z własnej fabryki wprowadzili na rynek w roku 1991.

W 1989 r. Krzysztof Pawiński mógł wybrać karierę naukową na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Postanowił jednak zająć się przywożeniem z Niemiec zabielaczy do kawy. W ten sposób z pięcioma kolegami ze studiów zaczęli budować grupę Maspex, która z czasem przekształciła się w jedną z największych firm spożywczych w Polsce oraz czołowego producenta m.in. soków i makaronów w Europie Środkowo – Wschodniej.

– To był okres, kiedy wszystko wydawało się możliwe. Cały czas powstawały koncepty oparte nie na kapitale, tylko na pomyśle i na pracy. My też chcieliśmy coś zbudować, a co za tym idzie realizować swoje biznesowe marzenia – wspomina dziś Pawiński.

Koledzy ze studiów założyli także spółkę Uno Tradex, która z czasem zmieniła nazwę na Bakalland. Jednym z nich był Marian Owerko, do dziś prezes firmy. Zaczęli w 1991 r. od handlu owocami i warzywami.

Siedziba firmy znajdowała się w 37-metrowej kawalerce w jednym z warszawskich wieżowców.

Po trzech miesiącach prezes Bakallandu wpadł na pomysł, aby firma sprzedawała także bakalie. Wyliczył, że w ciągu miesiąca będą w stanie zwiększyć jej obroty sześciokrotnie, do 24 tys. złotych. Obecnie przychody Bakallandu, który po pieniądze na rozwój poszedł na giełdę, zbliżają się do 200 mln zł rocznie, a spółka jest liderem polskiego rynku bakalii.

W ścisłej czołówce branży jest także notowana na giełdzie spółka Helio. Jednym z jej założycieli jest obecny szef Leszek Wąsowicz. Pierwsze bakalie pakowali z kolegą w prywatnym mieszkaniu na trzecim piętrze.

[srodtytul]Z garażu w świat wielkich pieniędzy [/srodtytul]

Uprogu III RP nie było złych miejsc na rozpoczęcie biznesu. Andrzej Kowalski, współwłaściciel Sante, pierwsze płatki zbożowe pakował z rodziną w pomieszczeniu wynajmowanym w przedszkolu, w którym uczyły się jego dzieci. – Sami narysowaliśmy logo, które naklejaliśmy na nasze produkty – wspominał Andrzej Kowalski w jednej z rozmów z „Rz”.

Bogusław Wypychewicz, twórca giełdowego ZPUE – producenta m.in. stacji transformatorowych, z powodzeniem konkurującego z takimi gigantami, jak ABB czy Siemens – zaczynał w garażu teścia. Starą piekarnię na zakład produkujący galaretki przerobił natomiast Wiesław Włodarski, założyciel Food-Care, właściciela marek Gellwe i Tiger. Od sprzedaży butów na łóżku polowym na bazarze zaczynał z kolei Dariusz Miłek, szef spółki NG2 i twórca marki CCC, lidera polskiego rynku obuwniczego. Dziś jego majątek szacowany jest na ponad miliard złotych.

Z kolei Emperia (wcześniej działająca pod nazwą Eldorado) zaczęła w 1990 r. w niewielkim magazynie w centrum Lublina. Pracowało w niej pięć osób.

Spółka założona przez Artura Kawę wyrosła na handlowego giganta z 6 mld zł obrotów rocznie i jest łakomym kąskiem dla konkurentów. O jej przejęcie walczy wywodzący się z Portugalii Eurocash. Artur Kawa wspomina, że drzwi do rynkowego sukcesu otworzyły spółce soki Horteksu.

[srodtytul]Przez granicę po sukces[/srodtytul]

Znacznie częściej jednak firmy startujące w tamtym okresie zaczynały od sprowadzania do Polski towarów, których wówczas brakowało na półkach. A że brakowało niemal wszyskiego, możliwości było sporo.

Od przywożenia ubrań z Tajlandii zaczęła się historia spółki Atlantic założonej przez Wojciecha Morawskiego. Dziś jest ona obok niemieckiego Triumpha jednym z najbardziej znanych w Polsce producentów markowej bielizny. Jej butiki znajdują się w większości centrów handlowych w kraju.

Od sprowadzania samochodów z zagranicy zaczynali natomiast Paweł i Mariusz Szataniakowie. Zarobione w ten sposób pieniądze wydali m.in. na kupno zakładu mięsnego, w którym zaczęli produkować dania gotowe. Stworzony przez nich Pamapol mimo rosnącej konkurencji nadal sprzedaje ich najwięcej w Polsce.

Swoją szansę na rozwijającym się w rekordowym tempie wolnym rynku postanowiły wykorzystać także osoby, które wcześniej miały okazję przekonać się, czym jest praca na etatcie.

Pod koniec lat 80. naczelnik gminy Chmielno na Kaszubach Ryszard Cierocki i jego żona Danuta, pracująca w tamtejszym urzędzie, postanowili uruchomić własny biznes. Mieli trochę oszczędności, ale pomógł im także przypadek: w okolicy padła firma polonijna.

Znajomy Cierockich udostępnił im kilka maszyn odzieżowych, zwerbowali do pracy ludzi z sąsiedztwa. Zaczęli od zszywania kurtek, już skrojonych, dostarczonych przez innego przedsiębiorcę.

Dzisiaj Aryton szyje płaszcze i kostiumy, które z powodzeniem konkurują z włoską MaxMarą, tyle że kosztują o połowę mniej, chociaż materiały są takie same jak te z których tworzą kolekcje Armani, Versace czy właśnie MaxMara.

Graal, jedna z największych firm w branży rybnej, nie powstałaby, gdyby Bogusławowi Kowalskiemu wystarczyło stanowisko wicekierownika sklepu spożywczego w Wejherowie. Teresa Mokrysz zrezygnował natomiast z posady w Urzędzie Miejskim w Ustroniu i na bazie firmy męża stworzyła Mokate, jedną z największych firm produkujących kawę i herbatę w Polsce.

[srodtytul]Trudne początki [/srodtytul]

Po latach większość twórców rodzimych potęg przyznaje, że początki nie były łatwe. Siedziba firmy TIM założonej przez Krzysztofa Foltę i kilku kolegów pod koniec lat 80. była tak mała, że mniej było w niej biurek niż pracowników. – Wyeliminowało to problem spóźnień – żartuje dziś Folta. Z braku miejsca młodzi biznesmeni dogadywali szczegóły umów z kontrahentami, spacerując po okolicy. Do dyspozycji były jeden telefon i ubikacja w piwnicy.

Dziś giełdowy TIM to jeden z liderów dystrybucji materiałów elektrotechnicznych. Na jego bazie powstały także notowane na GPW Elektrotim i Sonel. Pierwszy zajmuje się montażem instalacji elektrycznych, drugi jest producentem aparatury pomiarowej. Łączne obroty trzech spółek sięgają pół miliarda złotych.

Andrzej Kowalski przed stworzeniem Sante sprzedawał zdrową żywność. Aby rozwozić towar, kupił 27-letnią nysę z silnikiem mercedesa. Popsuła się po przejechaniu 300 metrów.

Natomiast pierwszym samochodem Ziołopeksu zarejestrowanego przez Jana Kolańskiego w Piątkach Małych w 1991 r. był 11-letni żuk. Na podłączenie telefonu i faksu biznesmen musiał czekać do 1992 r.

Dziś Kolański jest jednym z najbogatszych Polaków. W 2010 r. z majątkiem wycenianym na 475 mln zł zajął 45. miejsce na liście tygodnika „Wprost”. Kontroluje m.in. notowaną na giełdzie Jutrzenkę, którą na polskim rynku słodyczy wyprzedzają tylko amerykański gigant Kraft Foods i grupa Lotte, właściciel Wedla.

[srodtytul]Siła rodzimej marki [/srodtytul]

Na pytanie o największy sukces wielu twórców polskich fortun odpowiada, że jest nim stworzenie własnej marki. Szczególnie wtedy, gdy dzięki niej udaje się im konkurować z międzynarodowymi koncernami.

– Gellwe ma dla mnie największą wartość, ponieważ stworzyłem ją od zera, bez pomocy specjalistów, na których mnie nie było wówczas stać – wspomina Wiesław Włodarski. W ubiegłym roku był bliski sprzedaży Gellwe norweskiemu koncernowi Rieber & Son, właścicielowi Delecty. Na transakcję wycenianą na 135 mln zł nie zgodził się jednak Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Włodarski stworzył także markę Tiger, która odebrała pozycję lidera rynku napojów energetycznych austriackiemu Red Bullowi.

Bezkonkurencyjna na polskim rynku, mimo prób podjętych przez takich gigantów, jak Henkel, jest marka Atlas.

Wszystko zaczęło się od receptury kleju do glazury, który na początku lat 90. trafiał do nas jedynie z Zachodu. Stworzyło ją trzech inżynierów prowadzących firmę budowlano-montażową: architekt Andrzej Walczak, budowlaniec Grzegorz Grzelak i elektryk Stanisław Ciupiński (obecnie niezwiązany z Atlasem).

Po dwóch latach dołączyli do nich Roman Rojek i Mariusz Jurkowski, którzy zajęli się przede wszystkim promocją produktów. Obecnie Atlas to grupa licząca kilkanaście fabryk, której roczne przychody przekraczają 1 mld zł. Coraz mocniejszą pozycję zdobywa nie tylko w Polsce. Buduje już drugą fabrykę na Białorusi. Zakład za 5 mln euro ma być otwarty w I kwartale 2011 r.

Mimo prób zagranicznych gigantów, m.in. francuskiego Ducros, dominującej pozycji na polskim rynku przypraw nie dały sobie odebrać rodzime firmy stworzone po 1989 r. W ścisłej czołówce są Prymat i Kamis, założony przez Roberta Kamińskiego.

Przewagę nad konkurencją udało się zdobyć firmom, które były pionierami w swoich branżach. W roku 1999 firma Technologie Gazowe Piecobiogaz wybudowała pierwszą w Polsce bezobsługową kopalnię gazu ziemnego, a rok później zrealizowała pierwszy program gazyfikacji i uciepłownienia miast i gmin.

Firmę, początkowo działającą pod nazwą Piecobiogaz, 16 lat temu założyli Małgorzata i Jerzy Wiśniewscy. W ten sposób narodziło się PBG, największa firma budowlana notowana na giełdzie, wyceniana na ok. 3,2 mld zł.

[srodtytul]Liczy się upór[/srodtytul]

Fala pomysłów na biznes nie wyczerpała się w Polsce tuż po 1989 r. Aby zarobić na czesne w 1996 r. Wojciech Buczkowski, prezes Komputronika – czołowej sieci sklepów komputerowych w Polsce – otworzył z bratem punkt serwisujący komputery.

Pierwsza siedziba Komputronika miała 4 mkw. i mieściła się w firmie prowadzonej przez ojca Wojciecha Buczkowskiego. W lutym 1998 r. Komputronik, jako jedna z pierwszych firm w Polsce, zajął się sprzedażą komputerów przez Internet. Do dziś Komputronik.pl to jeden z najpopularniejszych sklepów z komputerami i podzespołami w sieci.

Spektakularnych sukcesów po 1989 r. nie brakuje, jednak olbrzymiej liczbie spółek, które wówczas powstały, nie udało się wyjść z garażu czy kawalerki.

Krzysztof Pawiński osiągnięcia Maspeksu tłumaczy koncentrowaniem się na rozwoju firmy. – Od początku byliśmy nastawieni na pełną kumulację kapitału i brak konsumpcji. Tymczasem często w innych firmach pierwsze zarobione pieniądze były „przejadane”, a nie inwestowane – mówił w jednej z rozmów z „Rz”.

– Z badań amerykańskich wynika, że w ponad 90 proc. powodem upadku firm jest błąd człowieka, a nie trudne okoliczności rynkowe – mówi Andrzej Sadowski.

Dodaje, że kluczem do sukcesu jest determinacja. – Jeżeli brakuje ducha przedsiębiorczości i wytrwałości w realizacji marzeń, to nie pomogą ani szkolenia, ani granty z Unii Europejskiej – podkreśla.

W albumie rodzinnych fotografii Andrzeja Kowalskiego ważne miejsce zajmuje zdjęcie jego krewnych, nad którymi znajduje się logo firmy Sante. Napisali je flamastrem na zwykłej kartce. Pomysł na fotografię wzięli z serialu „Dynastia”, który królował wówczas w polskiej telewizji.

Był początek lat 90. i Kowalski wierzył, że niczym Carringtonowie stworzy rodzinną korporację. Dziś spółka Sante to czołowy producent zdrowej żywności w Polsce i lider rynku muesli, o który walczą tacy globalni giganci, jak Nestle czy Dr Oetker.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację