Dużo wskazuje na to, że Prawo i Sprawiedliwość wygra wypowiedzianą przez siebie i Solidarność bitwę o handel. Od przyszłego roku sklepy będą zamknięte w każdą niedzielę. Polacy nie zrobią wtedy żadnych poważniejszych zakupów, chyba że w internecie. Zwycięstwo PiS może się jednak okazać zwycięstwem pyrrusowym, bo jak wynika z badań publikowanych dzisiaj w „Rzeczpospolitej", Polacy zakazu handlu w każdą niedzielę po prostu nie chcą.
Trudno zresztą wskazać, komu zakaz jest na rękę. Na pewno nie klientom. Wystarczy spojrzeć na tłumy, które oblegają większe sklepy w soboty. Ci, którzy mieli zyskać na zakazie dużo, czyli drobni sklepikarze, na razie ugrali niewiele. Z biznesowego punktu widzenia zwycięzcami są stacje benzynowe, e-commerce, a także duże sieci, które wydały olbrzymie pieniądze, żeby przyciągnąć klientów w soboty i w piątki.
Może zatem największymi beneficjentami są pracownicy handlu, którzy zyskują wolne niedziele? Też niekoniecznie. Dużo się w tej branży zmieniło i to na naszych oczach. Sieci handlowe za wszelką cenę chcą uciec od stereotypu wyzyskiwaczy, których jedną z ambicji jest gnębienie pracowników. Dużo się też zmieniło na lepsze pod względem zarobków i warunków pracy. A propozycja branży przed wprowadzeniem zakazu – czyli z zasady wolne dla pracowników dwie niedziele w miesiącu – była sensowna i nie budziła protestów. Co ciekawe, w samych sieciach nie brakuje chętnych do pojawienia się w pracy w niedziele. O ile oczywiście sklepy są czynne.
Cała sprawa ma więc inne, polityczne tło. Prawo i Sprawiedliwość brnie w rozszerzanie zakazu w imię kruchego sojuszu z Solidarnością. Mam poważne wątpliwości, czy w roku podwójnych wyborów będzie to opłacalne. Partia, której jedną z politycznych zalet było trafne rozpoznawanie nastrojów społecznych, teraz zdecydowanie płynie pod prąd. To może się zemścić – o postawie potencjalnego elektoratu, owszem, decyduje wielka polityka, ale równie istotne jest to, czy w niedzielę wyborca może we względnym spokoju wybrać i kupić meble do salonu.
Co zatem PiS może zrobić? Oczywiście, mamy przykład węgierski, gdzie zakaz handlu w niedziele przetrwał tylko rok. Ekipa Viktora Orbána nie miała większego problemu z wycofaniem się z pomysłu po tym, jak okazało się, że budzi on społeczny sprzeciw. PiS z przyznawaniem się do porażek i zmienianiem własnych decyzji ma zasadniczy problem, zatem całkowite porzucenie zakazu byłoby sporą niespodzianką. Bardziej wydaje mi się prawdopodobna przedwyborcza propozycja jakiegoś kompromisu, czyli na przykład utrzymania dziwoląga w postaci niektórych niedziel handlowych.