Prywatne polskie firmy założone 20 lat temu przez rzutkich 30- i 40-latków czeka spore wyzwanie. Osoby, które je założyły, powoli zbliżają się do wieku emerytalnego. Stąd lawinowo rośnie zainteresowanie sukcesją – przyznaje Maciej Richter, partner zarządzający Grant Thornton Polska. Wiele osób nie docenia skali problemu. Wydaje im się, że to prosta decyzja, a nie długi proces, do którego muszą przygotować siebie, swoich następców i firmę.
Wiesław Łatała, partner w kancelarii Łatała i Wspólnicy, zwraca uwagę na to, jak na przedsiębiorczość, prywatny biznes i sukcesję wpłynął komunizm.
– Zaginęła tradycja przekazywania firm. Nawet jeśli dzisiejsi przedsiębiorcy są wnukami osób prowadzących biznes przed II wojną światową, są to zupełnie nowe przedsiębiorstwa – tłumaczy prawnik.
Jego zdaniem są też inne skutki tego, że mamy jednopokoleniowy biznes. Przedsiębiorstwa, które powstawały w czasach transformacji, nawet jeśli są teraz dużymi strukturami, są podmiotami jednoosobowymi. Jest to dodatkowo obciążające dla właścicieli, ponieważ odpowiadają z tytułu prowadzonej działalności całym swoim majątkiem, zarówno firmowym, jak i osobistym.
– Tak zbudowane przedsiębiorstwa są efektem pracy jednego pokolenia, które nie miało możliwości nauczyć się sukcesji i obserwować jej skutków – mówi Wiesław Łatała. – Wszystko to powoduje, że w wielu firmach sukcesji nie traktuje się jako naturalnego procesu. A przekazywanie własności i zarządzania przedsiębiorstwem powinno się odbywać w sposób naturalny. To znacznie lepsze rozwiązanie niż gwałtowne działania, gdy umrze właściciel.