Pierwsze z trudnościami w finansowaniu zetknęły się firmy amerykańskie – rząd USA wsparł General Motors i inne koncerny motoryzacyjne. O ochronę sądu w ramach Chapter 11 wystąpiły linie lotnicze American Airlines.
Kryzys szybko dotarł do Europy, gdzie nie oszczędził nawet przemysłu niemieckiego, jak np. firm Heidelberger Zement czy Adam Opel, nie mówiąc o deweloperach w Hiszpanii i Irlandii. Nawet na bogatym Bliskim Wschodzie rozmowy z wierzycielami przeprowadził flagowy holding Emiratu Dubai Holdings, a w surowcowej Rosji Rusal uzgodnił późniejszą spłatę długów z konsorcjum międzynarodowych banków przy wydatnej pomocy Kremla i Sbierbanku.
Ratowanie banków i instytucji finansowych na całym świecie, a nawet niektórych państw strefy euro, byłoby już tematem na oddzielny artykuł, ale z psychologicznego i moralnego punktu widzenia ustawiło dłużników i wierzycieli bliżej siebie, niż można by się spodziewać.
W Polsce brak właściwego zarządzania firmą w kryzysie
Na tym tle dziwi, że dopiero niedawno problem restrukturyzacji finansowej dotarł do Polski w postaci upadłości lub renegocjacji spłaty długów z wierzycielami i raczej w specyficznych okolicznościach branży budowlanej i deweloperskiej. Skala zjawiska, do tej pory marginalna, może jednak nabrać rozmiarów istotnych dla gospodarki, nie tylko w wymiarze finansowym, ale i operacyjnym.
Przy okazji kłopotów PBG, Polimeksu i DSS okazało się, że firmy te oprócz oczywistych strat przysporzonych swoim klientom i podwykonawcom wykonują też istotne dla gospodarki obiekty, których oddanie w terminie i dobrym stanie warunkuje inne ważne umowy gospodarcze. Nie tylko więc groziło brakiem połączeń autostradowych przed Euro 2012, ale i np. brakiem terminalu LNG domykającego bilans gazowy kraju czy wykonawstwa bloków energetycznych mających zastąpić zużyte moce.