Jestem pod wrażeniem troski wicepremiera Janusza Piechocińskiego o polskie górnictwo. Najpierw dzielnie zaprzecza, że Jastrzębska Spółka Węglowa i Katowicki Holding Węglowy mają się połączyć, potem przekonuje, że nie ma przesłanek do likwidacji Kompanii Węglowej, potem na Facebooku chwali się wyliczeniami dotyczącymi tego, ile która kopalnia zarabia, a ile która traci na wydobyciu tony węgla... A tak naprawdę kierowany przez niego resort gospodarki nadzorujący górnictwo nie ma niestety pomysłu na to, jak uzdrowić sektor czarnego złota. Smutne to. Ministerstwo na gwałt szuka planu ratunkowego, choć od miesięcy, jak nie lat, wiadomo było, że trzeba podjąć radykalne kroki zwłaszcza, gdy popatrzy się na rosnące koszty wydobycia węgla zabijające konkurencyjność krajowego paliwa.
Dlatego pojawiające się obecnie w mediach złe informacje nie powinny dziwić. Nikogo. Pytanie jednak, czy na reanimację nie jest za późno?
Kurs JSW zjechał poniżej 70 zł (przypomnijmy: dwa lata temu podczas debiutu państwowy właściciel sprzedawał akcje po 136 zł), analitycy widzą zagrożenie dla całorocznego zysku Jastrzębia, szanse na tegoroczny debiut giełdowy Węglokoksu są praktycznie zerowe, Kompania Węglowa ma potężne problemy z kopalniami Brzeszcze i Piekary (i nie tylko, ale o innych na razie się nie mówi), a związkowcy żądają planu restrukturyzacji nie dla tych dwóch zakładów, a dla całej spółki. Ja bym poszła o krok dalej – planu restrukturyzacji potrzebuje całe górnictwo węgla kamiennego. Tylko że jak wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz powiedział, że nierentowne kopalnie należy zamknąć, to podniosło się larum. A prawda jest taka, że Kompanii lżej byłoby bez Brzeszcz czy Piekar, Katowickiemu Holdingowi Węglowemu bez Wujka, a myślę, że i to niejedyne przykłady... I nie jest tu żadnym usprawiedliwieniem, ani tym bardziej pocieszeniem, że prywatni też nie mają się najlepiej (mam na myśli NWR czy Bogdankę i niski kurs ich akcji).
Przykro mi to mówić, ale jeżeli nie przeprowadzi niezbędnej operacji – pacjent w końcu umrze, bo podłączenie doraźnej kroplówki nie wystarczy. A ja i tak już teraz boję się otworzyć lodówkę, bo się zastanawiam, kiedy wyskoczy z niej jakaś kolejna górnicza „rewelacja"...