Kiedy premier poprzedniego rządu Mateusz Morawiecki anonsował prace nad projektem Polski Ład, pisaliśmy w „Rzeczpospolitej”, że nasza gospodarka nie wymaga żadnych wielkich projektów. Przeciwnie, to, co jest potrzebne do jej rozwoju, to sprawy proste: uproszczenie podatków, likwidacja krępujących przedsiębiorców przepisów i procedur, efektywne sądownictwo, prywatyzacja firm kontrolowanych przez państwo, a przede wszystkim deregulacja. Uwiedziony wizją wielkich projektów Morawiecki nie posłuchał i próbował wdrożyć projekt, który do dziś jest synonimem chaosu, legislacyjnego bałaganu i niezrealizowanych obietnic. Polski Ład zamiast kreować polski sukces, stał się w ten sposób wizerunkowym obciążeniem i jedną z przyczyn wyborczej klęski formacji Kaczyńskiego.
Czy nowy rząd daje nadzieję na prawdziwe zmiany w gospodarce?
Wybory z 2023 r. przyniosły nadzieję, że inżynierów gospodarki spod znaku Piketty’ego zastąpią jeśli nie liberałowie, to przynajmniej pragmatycy. Czy w ciągu roku rządów koalicji demokratycznej wiele się zmieniło? Naprawdę trudno, nawet przy oceanie dobrej woli, przekonywać, że rząd Donalda Tuska zdecydowanie postawił na poprawę warunków działalności polskich przedsiębiorców, znacząco zmienił klimat do inwestycji czy wsparł procesy prywatyzacyjne. Prócz odkręcenia kurka funduszy europejskich w powyższych sprawach wydarzyło się naprawdę niewiele.
Czytaj więcej
Deregulacja dotknie współczesnych wyzwań, jak obronność, AI czy kryptowaluty. Na razie krajowe fi...
Dlatego z taką uwagą biznes przygląda się temu, co premier zapowiedział przed kilkoma tygodniami. Obietnica forsownej deregulacji, powołanie zespołu Rafała Brzoski, uruchomienie jego prac zelektryzowało nie tylko liderów polskiej gospodarki, ale przede wszystkim dziesiątki tysięcy drobnych przedsiębiorców. To ich sytuacja była najgorsza; dla poprzedników specjalnie się nie liczyli; ich głos przykrywał cień rojeń o światowych sukcesach polskich czempionów.