Marek Kozubal: Polskie wojsko pojedzie do Ukrainy? Są inne opcje

Zamiast wysyłać siły lądowe do Ukrainy i narażać się na wiele problemów, niemal w każdej chwili możemy rozpocząć misję patrolowania ukraińskiej przestrzeni powietrznej z terytorium Polski. Muszą być jednak spełnione pewne warunki.

Publikacja: 18.02.2025 13:32

Ćwiczenia na poligonie w Kijowie (fot. ilustracyjna)

Ćwiczenia na poligonie w Kijowie (fot. ilustracyjna)

Foto: PAP/Tytus Żmijewski

Przekaz polskich polityków od lewa do prawa jest jednakowy. Takim samym głosem mówi Donald Tusk, Władysław Kosiniak-Kamysz, a także Mariusz Błaszczak: „Nie powinniśmy wysyłać na Ukrainę już po podpisaniu porozumienia pokojowego polskiego wojska”. Na niekorzyść Ukrainy działa u nas kalendarz wyborczy i wyniki badań, z których jednoznacznie wynika, że Polacy nie chcą wysyłać swoich żołnierzy do Ukrainy.

W sondażu IBRiS przeprowadzonym w marcu 2024 r. na zlecenie „Rzeczpospolitej” czytamy, że przeciwko wysłaniu do Ukrainy naszego i natowskiego wojska było 74,8 proc. badanych, „za” – 10,2 proc. Podobne wskazanie widzieliśmy w sondażu SW Research dla rp.pl z końca maja 2024 r., gdy 71 proc. badanych nie widziało polskich wojskowych w Ukrainie, a akceptowało taki ruch tylko 9 proc. Reszta nie miała zdania.

Oczywiście, sondaże nie powinny decydować o polityce państwa, szczególnie w sferze bezpieczeństwa, ale dzisiaj to emocje, a nie chłodny umysł, decydują o wyborach. Stawiam tezę, że być może już na początku czerwca, po zakończeniu kampanii, nasze spojrzenie w tym zakresie będzie bardziej elastyczne. Przypomnę Mariuszowi Błaszczakowi, który dzisiaj przestrzega przed wysyłaniem „żołnierzy na rzeź”, że jeszcze trzy lata temu jego przełożony Jarosław Kaczyński w Kijowie rysował wizję misji pokojowej NATO w Ukrainie. Czy coś się od tego czasu zmieniło, poza tym, że jest kampania wyborcza i kluczowi aktorzy w niej uczestniczący grają antyukraińską kartą?

Czytaj więcej

Gen. Różański: Putin nie chce żadnego pokoju, potrzebuje tylko złapać oddech

Problem z historią i rosyjska narracja

Dzisiaj przebija się argument, że ryzyko związane jest z „nierozliczonymi” relacjami historycznymi, a Rosja wielokrotnie tworzyła w przestrzeni informacyjnej narrację, że razem z Polską miałaby ochotę dokonać podziału Ukrainy. Wojska mogłyby być zatem narażone na prowokacje. Zresztą takich działań obawiają się też organizatorzy prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych ofiar konfliktów narodowościowych, które niebawem ruszą. Planują zatrudnić profesjonalne firmy ochroniarskie.

Z badań wynika, że historia ciąży na naszych relacjach. Wyniki sondażu przeprowadzonego przez IBRiS na zlecenie „Rzeczpospolitej” pod koniec stycznia wskazują, że warunkiem integracji wojskowej i gospodarczej z krajami Unii Europejskiej powinno być zamknięcie tematu ekshumacji. Tak twierdziło 50,2 proc. badanych. W raporcie Centrum Mieroszewskiego czytamy, że tylko 19 proc. Polaków opowiada się za bezwarunkowym dopuszczeniem Ukrainy do członkostwa w UE. W tym względzie – zaznacza Centrum Mieroszewskiego – poparcie Polaków dla udziału Ukrainy w NATO jest wyższe, chociaż wielu z nich uważa, że integracja powinna nastąpić dopiero po zakończeniu wojny. Zdaniem autorów sondażu Polacy wydają się świadomi strategicznego znaczenia członkostwa Ukrainy w NATO.

Klucz jest w Mińsku i Waszyngtonie

Kolejnym nierozwiązanym problemem jest granica z Białorusią. W tej chwili stacjonuje tam około 6 tys. żołnierzy w ramach zgrupowania wojskowego „Bezpieczne Podlasie”. Ciągle na granicy dochodzi do incydentów z udziałem migrantów, których na polską stronę przepychają białoruskie służby. Wojska nie można się stamtąd wycofać. Zatem klucz do polskiego udziału w misji pokojowej leży też w Mińsku, a może i Waszyngtonie – bo w ostatnich dniach przedstawiciele administracji Trumpa rozmawiali z białoruskim dyktatorem.

Jednoznaczna odpowiedź na pytanie o udział wojsk lądowych w misji w Ukrainie nie jest możliwa z powodu wielu niewiadomych. Na przykład, gdzie będą stacjonowały wojska rozjemcze: po stronie ukraińskiej czy rosyjskiej, a może powstanie strefa zdemilitaryzowana pomiędzy rozgraniczeniem wojsk – jak w Korei? Trzeba pamiętać, że dzisiaj jest to tzw. strefa śmierci – teren zniszczony, bez infrastruktury, zaminowany, niebezpieczny dla wszystkich. Ktoś powie, że nie lepiej było na początku misji w Afganistanie czy Iraku, tyle że tam wiodącą rolę odgrywali żołnierze amerykańscy, oni tworzyli zaplecze logistyczne dla takich działań.

Czytaj więcej

Gen. Komornicki: Europa nie jest gotowa do wojny, nie ma woli walki. Donald Trump jest realistą

Ilu żołnierzy na misji

No i nie wiadomo, ilu żołnierzy miałaby liczyć misja. Czy 150–200 tys., jak mówią przedstawiciele władz ukraińskich (to 1 tys. km linii styku obydwu wojsk), czy – jak podają niektóre media po serii ostatnich konsultacji politycznych w Europie – 30 tys. Artur Goławski, były uczestnik misji i pułkownik rezerwy Wojska Polskiego, skomentował te doniesienia na portalu X określeniem „to śmieszna liczba”, bo na misji w małej Bośni w 1996 r. – przypomniał – było 51 tys. wojskowych. Dzisiaj na misjach zagranicznych w innych krajach jest ok. 1,2 tys. polskich żołnierzy. Moim zdaniem to pokazuje, jakie w tym względzie są nasze możliwości.

To jest też związane z ryzykiem utknięcia w Ukrainie nawet na dekadę. W konsekwencji musiałoby spowodować nie tylko zmianę planów użycia sił zbrojnych NATO, ale też determinować w jakiejś formie powrót do odbudowania modelu wojsk ekspedycyjnych, co oczywiście wywróciłoby nie tylko teraz realizowane założenia dokumentów strategicznych, ale też plany zakupowe dla wojska. Z tyłu głowy trzeba mieć świadomość, że udział w misji – zarówno w Polsce przy granicy, jak i za granicą – zakłóca proces szkolenia żołnierzy, a my jesteśmy na etapie przezbrajania wojska i żołnierze muszą się uczyć nowego sprzętu.

Misja Ukraine Air Policing?

Czy zatem sprawa jest beznadziejna? W rozmowie z „Rzeczpospolitą” Dariusz Łukawski, szef BBN, wskazał, że możliwy mógłby być w przyszłości na przykład – poza zabezpieczeniem logistycznym dla misji w Ukrainie (działa hub w Jasionce) – nasz udział w misji air policing, czyli patrolowania ukraińskiej przestrzeni powietrznej przez nasze samoloty bojowe startujące z lotnisk w Polsce, a także wsparcie ze strony Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni. Dzisiaj mamy takie zdolności.

Ale moim zdaniem to nie powinno się odbyć bezwarunkowo. Przy takim scenariuszu powinniśmy naciskać, aby Amerykanie przesunęli wtedy do Polski np. dodatkowo dwie eskadry samolotów bojowych do osłony polskiego nieba i baterie systemu Patriot. 

Przekaz polskich polityków od lewa do prawa jest jednakowy. Takim samym głosem mówi Donald Tusk, Władysław Kosiniak-Kamysz, a także Mariusz Błaszczak: „Nie powinniśmy wysyłać na Ukrainę już po podpisaniu porozumienia pokojowego polskiego wojska”. Na niekorzyść Ukrainy działa u nas kalendarz wyborczy i wyniki badań, z których jednoznacznie wynika, że Polacy nie chcą wysyłać swoich żołnierzy do Ukrainy.

W sondażu IBRiS przeprowadzonym w marcu 2024 r. na zlecenie „Rzeczpospolitej” czytamy, że przeciwko wysłaniu do Ukrainy naszego i natowskiego wojska było 74,8 proc. badanych, „za” – 10,2 proc. Podobne wskazanie widzieliśmy w sondażu SW Research dla rp.pl z końca maja 2024 r., gdy 71 proc. badanych nie widziało polskich wojskowych w Ukrainie, a akceptowało taki ruch tylko 9 proc. Reszta nie miała zdania.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Czy będą ekshumacje Ukraińców? IPN: Nie ma wniosku
Społeczeństwo
Repatriacja przyspieszy. Na jakie pieniądze mogą liczyć repatrianci?
Polityka
Gen. Różański: Putin nie chce żadnego pokoju, potrzebuje tylko złapać oddech
Polityka
Kandydat na kanclerza Niemiec straszy kryzysem. Skąd Niemcy wezmą pieniądze na broń?
Konflikty zbrojne
Bogusław Chrabota: Historia może zaskoczyć Donalda Tuska