W ten sposób duzi gracze, bo tylko oni mogą być stroną, w krótkim czasie – często zaledwie kilku godzin – upłynniają znaczne pakiety akcji. Wiadomości o przeprowadzeniu takiej transakcji zazwyczaj wywołują nerwowe reakcje na rynku, ale są one krótkotrwałe. W dłuższej perspektywie inwestorzy dostają większą płynność obrotu.
Uczestnikami takich transakcji nie mogą być inwestorzy indywidualni. Czasem wyrażają swą złość na forach internetowych. Można ich zrozumieć, wszak cena akcji z uwagi na dyskonto spada zazwyczaj o kilka procent. Ale czy słusznie się oburzają? Chyba nie. Sami będąc w takiej sytuacji, postąpiliby podobnie.
Trudno sobie, bowiem wyobrazić, żeby ktoś, kto chce sprzedać akcje, informował o tym innych uczestników rynku, zwłaszcza że dotyczy to znacznych pakietów, które sprzedawane w transakcjach sesyjnych, pewnie wywołałyby jeszcze większe spadki i dodatkowe spekulacje. Efekt byłby zatem jeszcze gorszy.
Dlatego dobrze, że taki instrument istnieje. I korzysta z niego coraz więcej akcjonariuszy. Dotychczas była to domena Skarbu Państwa, który tak na marginesie czasem grał nieczysto z rynkiem, informując, że nie będzie podaży z jego strony, by po niedługim czasie pojawiła się oferta.
Teraz coraz częściej korzystają z tego akcjonariusze prywatni. Ostatnia transakcja sprzedaży akcji BZ WBK przez Santander była wprawdzie wymuszona przez Komisję Nadzoru Finansowego, ale dzięki temu mamy w obrocie więcej akcji dobrego banku.