Lufthansa pozostanie linią premium

Nie pozwolę na przypieranie zarządu do muru – mówi Carsten Spohr, prezes Grupy Lufthansa.

Publikacja: 09.01.2015 06:04

Carsten Spohr, prezes Grupy Lufthansa.

Carsten Spohr, prezes Grupy Lufthansa.

Foto: Bloomberg

Rz: Objął pan kierowanie Grupą Lufthansy w trudnym czasie. W 2014 roku pana pracownicy strajkowali dziesięciokrotnie. Czy był pan zaskoczony takim przyjęciem?

Carsten Spohr: Zaskoczony? Nie! Jestem w Lufthansie od 20 lat. Przez siedem lat zarządzałem – przewozami pasażerskimi i cargo. A tempo przemian, niezbędne w Lufthansie, jest takie samo, w jakim dzisiaj następują zmiany w całej branży.

Jesteśmy największą grupą lotniczą na świecie z obrotami 30 mld euro. I nie mamy żadnych gwarancji, że tak będzie w przyszłości. Znam słabości tej firmy i nie pozwolę na przypieranie zarządu do muru, bo chce on wprowadzać niezbędne zmiany. Nikomu jednak nie życzę takiego startu, jaki sam miałem. Ale zmiany muszą być przeprowadzone szybko i nie ma powodu ukrywania czegokolwiek przed zespołem. Oni też nie oczekują, żeby szef opowiadał bajki, tylko chcą znać prawdę. I to właśnie robię przez ostatnie pół roku. Ta firma potrzebuje prawdy, nawet jeśli jest ona niemiła.

Czy oczekiwał pan jednak aż takiego oporu, zwłaszcza ze strony pilotów?

Rzeczywiście jest on wyjątkowo silny, zwłaszcza jak na niemieckie warunki. Z pilotami mieliśmy już niezliczoną liczbę rund negocjacji. W Lufthansie zawsze było tak, że kiedy pojawiał się wzrost, rosły zarobki. I tak dotarliśmy do punktu, kiedy osiągnięcie dalszego wzrostu jest możliwe wyłącznie przy zmianach warunków pracy. To prawda, jaką dzisiaj muszą zaakceptować wszyscy pracujący w liniach tradycyjnych. Albo szybkie zmiany, albo wypadną z rynku.

A na ile pan wycenia pogorszenie reputacji Lufthansy, właśnie z powodu tych strajków?

W przeliczeniu na pieniądze strajki od kwietnia do października kosztowały nas 160 mln euro. Potem doszły kolejne straty. Ale reputację budujemy od 60 lat i strajki trwające łącznie 11 dni nie wystarczą, by ją zepsuć. Przepraszałem już naszych pasażerów i gotowy jestem to robić tyle razy, ile będzie trzeba. Zdaję sobie sprawę, że nie takiego zachowania Lufthansy oni oczekiwali.

Mówi pan: branża się zmienia. Czy dlatego zdecydowaliście się na stworzenie, po niskokosztowych Germanwings, kolejnej taniej linii, Eurowings?

Zamierzamy stać się w Europie trzecim co do wielkości przewoźnikiem niskokosztowym, po Ryanairze i easyJecie. Chociaż nadal będziemy mieć ofertę Lufthansy i Swissa w głównych centrach operacyjnych, gdzie dzisiaj mamy zbazowanych ponad 500 samolotów. Do tego dochodzi 100 maszyn latających na lotniska poza głównymi punktami przesiadkowymi. Mamy jeszcze 20 maszyn cargo. Łącznie 620. Natomiast nasze zamówienia sięgają 250 nowych maszyn. Całkowita ich wartość to 30 mld euro, przy kapitalizacji rynkowej Lufthansy sięgającej 7 mld euro. Czyli nasze inwestycje są ponadczterokrotnie większe, niż wynosi wartość rynkowa naszej firmy. W I połowie 2015 r. dokonamy całkowitej przebudowy kabin I klasy i biznesu w maszynach szerokokadłubowych. Nie mówiąc o wprowadzeniu klasy ekonomicznej premium. Bo pozostaniemy linią premium.

Ale tylko w ten sposób możemy obniżyć koszty pracy, które w Niemczech są szczególnie wysokie. Eurowings będą miały koszty operacji niższe od Lufthansy o 20 proc. i 10–15 proc. niższe od Germanwings. Przy kosztach pracy niższych o 20 proc. Chcę, aby Eurowings miał takie koszty, jak easyJet. To wystarczy, bo nasza nowa linia będzie postrzegana jako część Lufthansy.

Planuje pan loty low-costowe dalekiego zasięgu, mimo że Ryanair nie zdecydował się na taki start, a Norwegian na razie na nich traci. Wierzy pan, że można na tym zarobić?

Pierwszej zimy – 2015/2016 – zamierzamy przeznaczyć na loty dalekiego zasięgu siedem Airbusów 330. Centrum operacyjne utworzymy w Kolonii, potem stopniowo będziemy włączać do sieci kolejne lotniska w kraju. I od początku ściśle współpracować z działami sprzedaży na świecie, tak by linia stała się jak najszybciej dochodowa. Żadna linia low-costowa nie odniesie sukcesu, jeśli będzie starała się sprzedawać bilety tylko z kraju operowania. Muszą być kasy na obydwóch końcach podróży.

A nie obawia się pan, że Eurowings odbierze pasażerów droższej klasie ekonomicznej Lufthansy?

Samoloty Eurowings będą latały tam, gdzie Lufthansa nie lata. Ale lata tam nasza konkurencja. Jeśli więc ktoś komuś odbierze pasażerów, to Eurowings innym liniom, a nie Lufthansie.

Lufthansa była do niedawna jednym z najważniejszych graczy w konsolidacji europejskiego lotnictwa. Teraz Alitalię przejął Etihad. Na sprzedaż są TAP, SAS, LOT i nie widać, żeby pana linia była aktywna. Czy więc stawia pan na Germanwings i Eurowings, czy też po „posprzątaniu" Lufthansa wróci na rynek?

Nie mam planów takiej aktywności. Nasza grupa zrzesza 13 linii i staramy się do maksimum wykorzystać synergie i stworzyć nasz własny biznesmodel.

Czy w takim razie będziemy świadkami podobnych przejęć, jak w przypadku Etihad i Alitalii oraz Air Berlina?

To nie jest przesądzone. Ale chcemy, jako Lufthansa, aby w takich przypadkach, kiedy jakiś rząd przejmuje udziały w europejskim przewoźniku, zasady były takie same dla wszystkich. Pomoc publiczna? Raz i koniec, restrukturyzacja, zakaz stosowania dumpingu cenowego. Przeciwni jesteśmy naginaniu tych zasad.

Staniały ropa i paliwo lotnicze. Czy spadną ceny biletów?

Ceny ropy są notowane w dolarach, a euro wobec dolara słabnie. Ale i tak nasze ceny spadły o 3,5 proc. w pierwszych dziewięciu miesiącach 2014 r. I nie wykluczam dalszych spadków.

Lufthansa testuje dwa nowe lotniska w Polsce: Bydgoszcz i Lublin. Jak długo zazwyczaj trwa podjęcie decyzji, czy takie połączenie będzie utrzymane?

W przypadku tras krótkodystansowych jest to 12 miesięcy. Po tym czasie oczekujemy zysku. Jeśli więc popyt na nasze loty będzie taki, jak na innych polskich trasach Lufthansy, powinniśmy w tym czasie mieć zysk.

CV

Carsten Spohr ma 49 lat. Prezesem Grupy Lufthansy został w maju 2014. Jest inżynierem z wykształcenia, skończył uniwersytet w Karlsruhe. Ma licencję pilota liniowego na A320. MBA zrobił w Deutsche Aerospace w Monachium. W 2007 r. został szefem Lufthansa Cargo, a w 2011 r. wszedł do zarządu grupy.

Rz: Objął pan kierowanie Grupą Lufthansy w trudnym czasie. W 2014 roku pana pracownicy strajkowali dziesięciokrotnie. Czy był pan zaskoczony takim przyjęciem?

Carsten Spohr: Zaskoczony? Nie! Jestem w Lufthansie od 20 lat. Przez siedem lat zarządzałem – przewozami pasażerskimi i cargo. A tempo przemian, niezbędne w Lufthansie, jest takie samo, w jakim dzisiaj następują zmiany w całej branży.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Dodatkowe korzyści dla nowych klientów banku poza ofertą promocyjną?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Lidl Polska: dbamy o to, aby traktować wszystkich klientów równo
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację