Informacje będzie musiał wpisać w specjalnym rejestrze, który ma obowiązek prowadzić do 2027 roku. Jak podaje angielskojęzyczny portal „Dutch News” dopiero wtedy zostaną ustanowione kolejne cele dotyczące ograniczenia emisji w pracowniczych dojazdach, oraz wprowadzone środki pomagające osiągnięcie klimatycznych celów.
To efekt bardzo poważnego podejścia Holendrów do ustaleń wynikających z paryskiego porozumienia klimatycznego z 2019 roku. Jak wiadomo ,zgodnie z założeniami przyjętymi przez kraje unijne, w 2050 roku mają one stać się neutralne klimatycznie. W tym celu trzeba jednak znacząco obniżyć emisje dwutlenku węgla. To proces, który będzie odbywał się stopniowo. Cel pierwszy został wyznaczony na rok 2030, kiedy emisje CO2 mają być niższe o połowę w porównaniu z rokiem 1990.
Czytaj więcej
Prefabrykacja będzie zyskiwać w Polsce coraz więcej zwolenników. Certyfikaty środowiskowe dla budynków mieszkalnych też powinny wyjść poza niszę.
Dlaczego Holendrzy wzięli się za emisje pracownicze?
Z analiz wynika, że ok 25 proc. emisji dwutlenku węgla generuje ruch drogowy. Natomiast same dojazdy do pracy mają udział w wysokości 6 proc. emisji ogółem.
Jak wykazały dane Instytutu Polityki Mobilności, zatrudnieni w holenderskich firmach najczęściej dojeżdżają samochodami. Nie jest to alarmujące w sytuacji, kiedy w tym kraju aż 44 proc. udziału mają auta z napędem elektrycznym, a jeśli dodamy do tego jeszcze napęd hybrydowy, to udział „czystej” motoryzacji sięgnie 71 proc. rynku.