Wiadomo – przewalutowanie frankowych kredytów czy wprowadzenie specjalnego podatku grozi mocnym zmniejszeniem zysków tej branży. Ale po tym, gdy rządząca PO złożyła w Sejmie swój projekt ustawy w sprawie frankowiczów, pewnie wielu finansistów z przerażeniem zorientowało się, że znikąd nie ma już dla nich ratunku.
Trzeba przyznać, że bankowcy trochę polityków sprowokowali, przygotowując wcześniej własną propozycję przewalutowania, która chroniła wyłącznie ich interesy. Wiadomo było, że temat kredytów frankowych w tym sezonie wyborczym będzie mocno „grany", zwłaszcza po szokującym skoku kursu szwajcarskiej waluty do ponad 5 zł na początku roku.
Trudno ocenić, ile głosów w zwycięskich wyborach prezydenckich przysporzyła Andrzejowi Dudzie obietnica przewalutowania kredytów, ale z pewnością stratedzy PO uznali, że tego tematu nie mogą tak po prostu zostawić PiS do zagospodarowania. I tak oto okazało się, że to, co do niedawna było z wielu względów niemożliwe, stało się w kampanii wyborczej nie tylko możliwe, ale i głęboko uzasadnione.
Wyraźnie zresztą widać, że PO dzielnie stanęła do wyścigu z PiS na obietnice poprawy ciężkiego losu elektoratu. Niekontrolowana eksplozja tzw. elastycznych form zatrudnienia, niskie płace, dyskryminacja młodych na rynku pracy, brak bodźców finansowych i infrastruktury zachęcającej do posiadania dzieci – to tematy, którymi rządzący nie chcieli się przez ostatnie lata zająć, tłumacząc się odpowiedzialnością za finanse państwa.
Teraz okazuje się, że finanse państwa nie narzucają aż takich ograniczeń, kiedy trzeba walczyć o zachowanie władzy. Ba, możliwe jest nie tylko zwiększanie wydatków, ale nawet jednoczesne obniżanie podatków!