Ponad dwa tygodnie temu (8 marca) hakerzy zaatakowali Szpital MSWiA w Krakowie. Czy dane pacjentów są bezpieczne?
Jestem ostrożnym optymistą i wierzę, że żadne dane pacjentów nie wyciekły. Współpracujemy ze służbami, z Urzędem Ochrony Danych Osobowych i wyjaśniamy to zdarzenie. Obecnie nie mam żadnych informacji o tym, aby jakiekolwiek dane z naszego szpitala wyciekły.
Jaki był cel ataku? Hakerzy chcieli wykraść dane pacjentów, czy doprowadzić do zablokowania infrastruktury szpitala?
W tej chwili nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. W dzisiejszych czasach, żyjąc w Polsce tu i teraz, mamy świadomość tego, co powtarzają nam wszyscy, czyli że na cyberwojnie jesteśmy już od dawna. Uważam, że obie te możliwości są równoprawne, czyli że był to atak inspirowany politycznie albo że był to po prostu działanie grupy hakerskiej. Jakkolwiek paradoksalnie by to zabrzmiało, część z grup hakerskich kieruje się jednak pewną etyką i nie atakuje szpitali, więc być może przesuwa nas to w kierunku którejś hipotezy.
Czytaj więcej
W sobotę 8 marca hakerzy zaatakowali szpital MSWiA w Krakowie. W rezultacie placówka była zmuszon...
Od czego zaczął się atak?
W sobotę, 8 marca, jedna z lekarek – której serdecznie dziękuję za trzeźwość umysłu i szybkie zorientowanie się w sytuacji – próbowała uruchomić nasz system elektronicznej dokumentacji medycznej (EDM). Po kilku nieudanych próbach poinformowała mnie, że system nie działa. Natychmiast skontaktowałem się z informatykiem, który już po 20 minutach był w szpitalu i kiedy zalogował się do komputera, zobaczył komunikat jednoznacznie wskazujący na atak hakerski. W przestrzeni publicznej wielokrotnie pojawiało się już określenie „ransomware”, czyli sytuacja, w której ktoś zaszyfrował lub ograniczył nam dostęp do danych w określonym celu. W komunikacie znajdowały się również instrukcje dotyczące sposobu kontaktu z osobami stojącymi za atakiem. Wszystkie te informacje zostały niezwłocznie przekazane odpowiednim służbom i zabezpieczone przez policję.
Szpital stracił dostęp do systemu elektronicznego. Co trzeba było zrobić w tej sytuacji?
Mieliśmy w tej sytuacji o tyle szczęście, że jesteśmy szpitalem MSWiA, a dodatkowo placówką akredytowaną. Zarówno nasz organ założycielski, jak i standardy akredytacyjne wymagają posiadania procedur zapewniających ciągłość działania, w tym również w sytuacjach nagłych, takich jak cyberataki. Gdy stało się jasne, że awaria nie potrwa kilka godzin, lecz raczej tydzień, naszym priorytetem było zapewnienie bezpieczeństwa pacjentów. Chciałbym podkreślić, że w żadnym momencie ich zdrowie i życie nie były zagrożone. Staraliśmy się nie wywoływać niepotrzebnego niepokoju.