Z poradni publicznej do prywatnej, a potem na nocny dyżur w szpitalu, czasem nawet bez zmiany fartucha - tak wygląda życie wielu polskich pielęgniarek. Głównie tych zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych, których nie ogranicza wynikający z ustawy o działalności leczniczej, dozwolony czas pracy. Żeby się utrzymać regularnie przekraczają dozwolone 7 godz. 35 min. na dobę i 37,5 godz. tygodniowo albo ok. tuzina dwunastugodzinnych dyżurów w miesiącu.
- Pielęgniarki zatrudniane na kontraktach potrafią pracować 300, a nawet 400 godzin i wyrabiać 2,5 etatu. W ubiegłe lato w jednym z katowickich szpitali koleżanka na drugim dyżurze dostała zawału serca - mówi Krystyna Ptak, przewodnicząca zarządu regionu śląskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP). - Bardzo możliwe, że niedługo usłyszymy o przypadkach śmierci na dyżurach, tak jak w przypadku anestezjolożki, która latem ubiegłego roku umarła w czwartej dobie dyżuru - dodaje Krystyna Ptok.