Ministerstwo Edukacji i Nauki ma zupełnie inny obraz polskiej oświaty niż organizacje pozarządowe i związkowcy. Kto ma rację? W szkołach brakuje nauczycieli czy wakaty są rezultatem normalnego ruchu kadrowego; płace nauczycieli są niższe niż w dyskoncie czy wysokie; w polskich szkołach brakuje psychologów czy nie ma ich tylko w nielicznych placówkach?
Obawiam się, że rację mają społecznicy. Z polską oświatą jest źle i to z wielu powodów. Oczywiście brakuje nauczycieli. Świadczą o tym informacje z samorządów i szkół. Znamienne jest też to, co dzieje się w szkołach wyższych. Po raz pierwszy w moim uniwersytecie nie ma pełnego naboru na studia nauczycielskie na nauczanie wczesnoszkolne. Po raz pierwszy będziemy organizować nabór wrześniowy.
Czyli młodzi nie chcą być nauczycielami?
Nie chcą. Oczywiście, jest kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Pierwszą jest atmosfera wokół zawodu. To opresyjny klimat polityczno-społeczny, który nawarstwił się wokół polskiej oświaty. Czegoś takiego nie było nigdy. Szczególnie dziewczęta garnęły się na studia nauczycielskie. Odstrasza też ubezwłasnowolnienie wykonujących ten zawód. Podczas rewolucji solidarnościowej chcieliśmy, by szkoła i nauczyciele odzyskali wolność. Z założenia nauczyciel jest bowiem przewodnikiem, kreatorem rozwoju młodego człowieka. W tej chwili charakter pracy nauczyciela zbliża się bardziej do pracy urzędnika, który ma do wykonania zadania w ściśle określony sposób. Jest też zaskakiwany nowymi zmianami programowymi. Nie ma na nie żadnego wpływu. Ma wyskalowane narzędzie, swój pas produkcyjny i ma produkować absolwentów. Powinien wtłaczać wiedzę i to wg określonego schematu. Własna inwencja jest niemile widziana. Do tego dochodzą śmiesznie niskie zarobki dla kogoś, kto poświęcił pięć lat studiów i oddaje się misji edukacji młodego pokolenia. Taka osoba otrzymuje mniej niż na przysłowiowej kasie w dyskoncie.
A jak jest z psychologami w szkołach? Czy ich brakuje?