Omówieniu każdej z tych postaci towarzyszy wybór ich tekstów. Dotąd znałem nie więcej niż jedną trzecią przytoczonych prac (inne czytałem wielokrotnie). Kilkunastu z przedstawionych autorów miałem szczęście słuchać (w tym obu moich promotorów, Kotta i Kołakowskiego), z paroma byłem w przyjaźni.
Po paru tygodniach stałego obcowania z tym niezmiernie cennym dziełem dzięki Kazimierzowi Kumanieckiemu zdałem sobie sprawę, że chcąc naprawdę czytać z pełnym zrozumieniem Kochanowskiego, Kniaźnina, Norwida, Herberta, Tuwima, a nawet Gałczyńskiego, muszę poza moją znajomością Homera, Sofoklesa, Herodota, Tukidydesa, Cezara i Tacyta poszerzyć znajomość Platona i Seneki oraz przeczytać wreszcie całego Hezjoda, Arystofanesa, Salustiusza, Cycerona, Liwiusza, Wergilego, Horacego i Owidiusza. Z rozbawieniem i zarazem melancholią myślę o nadziejach Tadeusza ?Peipera na uczynienie bardziej ludzkim miasta przyszłości: „Jeżeli chodzi o powietrze, to może na wzór wodociągów zbudowane zostaną tlenociągi, które będą sprowadzały tlen z warstw atmosfery unoszących się wysoko nad domami albo też z odległych lasów zamiejskich".
Myślę jednak z żalem o sześciu drastycznych nieobecnościach. Jestem też pewien, że trzy osoby zostały niezasłużenie zaproszone do tego towarzystwa, a jedna wydaje się sporna.
Nieobecni to przede wszystkim Kazimierz Ajdukiewicz, o którym filozofowie tak różni jak Kołakowski i Swieżawski wyrażali się z najwyższym podziwem. Dalej pani Izydora Dąmbska.
Ogromną większość przedstawionych postaci łączyło poczucie wzajemnego szacunku, często współpracy, czasem przyjaźni. Są jednak wyjątki. W roku 1947 pisał Jerzy Stempowski do Marii Dąbrowskiej o „Społecznej genealogii inteligencji polskiej" Chałasińskiego: „Bardzo to słaba i tania książeczka.... Może w ogóle nie warto się nią zajmować ze względu na niepowetowaną stratę czasu, ale skoro jesteśmy przy tym przedmiocie, zatrzymam się nad jego najjaskrawszymi błędami. O szlachcie i inteligencji Chałasiński pisze tylko na podstawie cytatów z książek, prasy i korespondencji, jak gdyby sam nigdy na własne oczy tych zjawisk nie oglądał... Każdy szlachcic jest dla niego potomkiem właścicieli »pańszczyźnianego folwarku«. [Tymczasem] na każdego posiadacza folwarku przypadało kilkunastu oficjalistów i kilkuset szlachciców zagrodowych, małorolnych. Obraz ten jest nie tylko wynikiem powstań i konfiskat carskich, bo widzimy go też w »Panu Tadeuszu«...".