Zaskakujący finał procesu gangu

Dawni bossowie „Słowik” i „Bolo” uniewinnieni, ale Marcin B. ps. Bryndziak i trzon jego podgrupy skazani

Publikacja: 13.09.2012 01:22

Takiego zakończenia procesu członków gangu pruszkowskiego, w którym na ławie oskarżonych zasiadło ponad 40 osób, mało kto się spodziewał. Kilkanaście z nich, w tym słynni przed laty bossowie grupy, zostało uniewinnionych. Inni usłyszeli łagodne wyroki. Dlaczego? Sąd uznał, że materiał dowodowy był słaby.

– Prokuratura poszła na skróty i większość zarzutów oparła na zeznaniach świadków koronnych – mówiła sędzia Beata Najjar, przewodnicząca składu orzekającego Sądu Okręgowego w Warszawie. Przekonywała, że rozstrzygnięcie sądu – często korzystne dla oskarżonych – nie wynika z dowodów, jakie przedstawiła obrona, ale z materiałów przedłożonych przez prokuraturę.

To był jeden z najgłośniejszych procesów w ostatnim czasie, toczył się przez ponad sześć lat. Akt oskarżenia początkowo obejmował ponad 58 osób, ale po tym gdy część z nich m.in. dobrowolnie poddała się karze, ostatecznie proces dotyczył ok. 40 osób.

Prokuratura uważa, że dopuścili się lawiny przestępstw: ściągania haraczy, napadów, handlu narkotykami, kradzieży samochodów i oszustw. A część oskarżono o handel bronią oraz podżeganie do morderstwa. Chodzi o przestępstwa z lat 1995–2003.

Ponad 20 osobom sąd wymierzył kary od roku do ośmiu lat więzienia. Kilkanaście uniewinnił. Powody do radości mają m. in. Andrzej Z. ps. Słowik i Zygmunt R. ps. Bolo, kiedyś liderzy „Pruszkowa", którzy w tym procesie mieli zarzuty dotyczące napadów z lat 90. Trzeci z dawnych bossów, Janusz P. ps. Parasol, został skazany na półtora roku więzienia za podżeganie do handlu bronią.

Najwyższą karę – ośmiu lat pozbawienia wolności – usłyszał Marcin B. ps. Bryndziak, na którym ciążyło ok. 30 zarzutów. To on, choć nie tak znany jak sławna trójka, był głównym oskarżonym i kluczową postacią w tym procesie.

Według ustaleń śledczych Bryndziak i jego ludzie byli podporządkowani grupie pruszkowskiej. Kiedy w 2000 r. CBŚ w wielkiej obławie wyłapało większość liderów gangu, Marcin B. tego uniknął. Ukrywał się, działał dalej, aż wpadł w grudniu 2003 r. Według prokuratury dochody m.in. ze ściągania haraczy trafiały do grupy pruszkowskiej.

Skąd to wiadomo? Głównie dzięki Jackowi R. ps. Sankul, który działał w gangu, znał jego strukturę i przestępcze przedsięwzięcia. Jego relację potwierdził stojący wówczas wyżej w hierarchii „Pruszkowa" słynny świadek koronny Jarosław S. ps. Masa i niektórzy inni oskarżeni w tym procesie.

Sąd uznał, że zeznania świadków koronnych to za mało. Ale, jak wyjaśniał, wpływ na wysokość kar miał też fakt, że zdaniem sądu „oskarżeni to już dziś inni ludzie". – Wymierzając kary, sąd miał na uwadze postawę oskarżonych i fakt, że zarzuty dotyczyły czynów sprzed kilkunastu lat – mówiła sędzia.

– Twierdzenie, że oskarżeni są teraz innymi ludźmi, jest kuriozalne – mówi „Rz" Waldemar Tyl, wiceszef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. – Będzie zapowiedź apelacji w odniesieniu do wszystkich osób uniewinnionych – dodaje Tyl.

I zdecydowanie odrzuca twierdzenia, jakoby dowody opierały się tylko na zeznaniach skruszonych przestępców.

– Na materiał dowodowy do poszczególnych zarzutów składały się nie tylko zeznania świadków koronnych, ale również zwykłych świadków i wyjaśnienia współoskarżonych. W odniesieniu do niektórych czynów uzyskaliśmy też akta postępowań wcześniej umorzonych, potwierdzające, że takie zdarzenia jak m. in. napady miały miejsce – podkreśla.

Trzon podgrupy „Bryndziaka", co podkreślają śledczy, został skazany. Zarzuty wobec trójki bossów: „Słowika", „Parasola", „Bola", były pojedyncze, a wyszły przy okazji badania działalności „Bryndziaka".

Takiego zakończenia procesu członków gangu pruszkowskiego, w którym na ławie oskarżonych zasiadło ponad 40 osób, mało kto się spodziewał. Kilkanaście z nich, w tym słynni przed laty bossowie grupy, zostało uniewinnionych. Inni usłyszeli łagodne wyroki. Dlaczego? Sąd uznał, że materiał dowodowy był słaby.

– Prokuratura poszła na skróty i większość zarzutów oparła na zeznaniach świadków koronnych – mówiła sędzia Beata Najjar, przewodnicząca składu orzekającego Sądu Okręgowego w Warszawie. Przekonywała, że rozstrzygnięcie sądu – często korzystne dla oskarżonych – nie wynika z dowodów, jakie przedstawiła obrona, ale z materiałów przedłożonych przez prokuraturę.

Pozostało 81% artykułu
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Jak powstają zdjęcia, które przechodzą do historii?
Kraj
Polscy seniorzy: czują się młodziej niż wskazuje metryka, chętnie korzystają z Internetu i boją się biedy, wykluczenia i niedołężności
Kraj
Ruszył nabór wniosków o świadczenia z programu Aktywny rodzic.
Kraj
Kongres miejsc pamięci jenieckiej: dziedzictwo i strategie dla przyszłości
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kraj
Poznaliśmy laureatów konkursu Dobry Wzór 2024