W końcu zapadła decyzja, że matki wszystkich dzieci urodzonych w tym roku będą mieć prawo do płatnego rocznego urlopu. Jednym ruchem premier Donald Tusk reanimował „przedszkola za złotówkę” i odłożył o rok wysyłanie wszystkich sześciolatków do szkół. Z tej historii płyną dwie nauki. Jedna niestety ponura. Rząd wciąż nie rozumie, jak ważna jest polityka na rzecz rodzin. Nie ma wielkiego demograficznego projektu, jest miotanie się od ściany do ściany. Mimo że ogłosił ten rok „Rokiem rodziny”, to w pierwszej kolejności, gdy musiał oszczędzać, szukał pieniędzy w kieszeniach rodziców. Becikowe i ulgę na dzieci odebrał błyskawicznie, wycofał się też z „przedszkoli za złotówkę”. Dobrze, że w końcu wraca do składanej wielokrotnie obietnicy.
Nieprzekonująco, a nawet złowieszczo, brzmią też słowa premiera, że dzieci zostaną docenione, bo... w Polsce nie było powodzi. Z rezerwy na ten cel sfinansowane zostaną urlopy i przedszkola. Rządzący powinni wreszcie pojąć, że polityka na rzecz rodzin to inwestycja. A jeśli w budżecie brakuje pieniędzy, to zamiast oszczędzać na dzieciach, powinni szukać oszczędności tam, gdzie pieniądze wydajemy bez sensu. Ponure jest też to, że resortem edukacji narodowej od lat kierują politycy bezradni wobec wyzwań. Zarówno przedszkola, jak i sześciolatki podlegają dziś Krystynie Szumilas. Zarządzanie jednym i drugim to chaos.
Optymistyczne natomiast jest, że sens mają ruchy społeczne i organizowanie się obywateli niezadowolonych z władzy. Rząd zmienił zdanie zarówno co do matek pierwszego kwartału, jak i sześciolatków, pod wpływem oddolnych inicjatyw. To Karolina i Tomasz Elbanowscy, którzy zbierają podpisy pod referendum dotyczącym sześciolatków i ruch „Matek” osiągnęli ten sukces. Przyznaje to nawet premier, mówiąc o „serdecznej presji”. Rodzice i organizacje ich reprezentujące powinni z tej lekcji wyciągnąć wnioski. Jeśli nacisk jest odpowiednio silny, można zmieniać rzeczywistość. Wystarczy się zorganizować, nie trzeba rzucać petardami. Nie tylko górnicy mają przecież w Polsce swoje prawa.