Początek tego tygodnia to nie tylko początek nowego roku liturgicznego w Kościele i Adwentu, ale też początek ostatniego tygodnia rządów Prawa i Sprawiedliwości. To zakończenie wypada w jeszcze gorszym stylu, niż nawet najgorsze miesiące rządów tej partii.
Dlaczego Andrzej Duda nie chce posłuchać rekomendacji komisji ds. rosyjskich wpływów?
Przedstawienie z raportem komisji badającej rosyjskie wpływy w Polsce doskonale to pokazuje. Z jednej strony członkowie komisji, na chwilę przed głosowaniem w Sejmie, podczas którego zostali odwołani przez nową większość, z poważnymi minami orzekli, że ich zdaniem Donald Tusk, Bartłomiej Sienkiewicz czy Tomasz Siemoniak nie powinni pełnić żadnych funkcji państwowych związanych z jego bezpieczeństwem. Z drugiej nawet otoczenie prezydenta Andrzeja Dudy, który był wielkim entuzjastą powołania tej komisji, obwieszcza, że jeśli Sejm przegłosuje wotum zaufania dla Donalda Tuska, nie będzie zwlekał z przyjęciem od niego przyrzeczenia. Choć pechowo może się złożyć tak, że wypadnie to akurat 13 grudnia.
Czytaj więcej
Mateusz Morawiecki ponosi polityczne koszty operacji pod roboczym kryptonimem "rząd 14-dniowy", ale dla PiS-u płyną z niej korzyści, które nie ograniczają się tylko do wydłużenia czasu pobierania wynagrodzeń członków rządu czy partyjnych nominatów w spółkach Skarbu Państwa.
Widać jednak, że nawet prezydent nie chce uczestniczyć w tej nieczystej zagrywce, wiedząc, że werdykt wyborców jest jasny – w tym Sejmie większość może mieć jedynie rząd popierany przez Koalicję Obywatelską, Trzecią Drogę i Lewicę.
Dlaczego Andrzej Duda pomógł Mateuszowi Morawieckiemu przedłużyć o dwa miesiące oddanie władzy
Duda nie zmyje jednak z siebie odpowiedzialności za to, ze nie potrafił przeciwstawić się PiS, które postanowiło przeciągnąć maksymalnie termin oddawania władzy aż do dwóch miesięcy po wyborach. Najpierw zwołał posiedzenie Sejmu w ostatnim możliwym terminie, potem desygnował a wreszcie zaprzysiągł kierowany przez Mateusza Morawieckiego gabinet cieni, który nie miał żadnych szans na większość, ale był potrzebny Jarosławowi Kaczyńskiemu w operacji propagandowej mającej złagodzić skutki wygranej w wyborach, po której musiał pożegnać się z władzą. Odprawy z nowymi ministrami relacjonowane przez premiera na platformach społecznościowych zakrawały o groteskę, ale jej adresatem był twardy elektorat PiS, mający uwierzyć, że Morawiecki do końca próbuje sklecić większość, ale koalicja KO, 3D i Lewicy najpierw obala komisję wyjaśniającą rosyjskie wpływy w Polsce, a potem pozbawia stanowiska samego premiera z PiS.