Na zachód od linii, która podzieliła Europę na dwa polityczne i militarne bloki po klęsce III Rzeszy odsetek w pełni zaszczepionych dorosłych waha się od nieco ponad 70 proc. (Austria) do nawet ponad 90 proc. (Portugalia). Na wschodzie 70 proc. przekracza tylko na Litwie, a np. w Bułgarii wynosi zaledwie 25,5 proc. Polska – z 61,3 proc. w pełni zaszczepionych – należy do świata wschodu.
Poziom wyszczepienia wskazuje na ważną różnicę społeczną między państwami, które po 1945 roku były wolne, a tymi, które znalazły się pod butem ZSRR. W tych pierwszych poziom zaufania do władz i instytucji państwa jest po prostu wyższy, a poziom nieufności wobec wszystkiego co ma charakter oficjalnego komunikatu – niższy. Na wschodzie władza to wciąż coś z gruntu złego, narzuconego ludziom, nawet jeśli teraz sami ją wybierają. Jest z definicji wroga – tego nauczyło mieszkańców Europy środkowo-wschodniej 50 lat komunizmu. Jej intencje są podejrzane, a instynktowną reakcją na jej inicjatywy jest sprzeciw. Jeśli więc władza mówi „szczepmy się” – trzeba w tym szukać haczyka, podstępu, ba – nawet globalnego spisku, bo przecież w 1945 roku państwa w naszej części Europy świat zachodni zdradził, więc może i teraz „ci na górze” coś knują. „Nie z nami te numery” – odpowiadają więc obywatele naszej części Europy. I efekty już widzimy – lockdown na Łotwie, prawdopodobny lockdown w Rumunii i na Słowenii. A poza granicami naszej Wspólnoty – lockdown w Rosji, która nas tej nieufności wobec wszystkiego co oficjalne długie lata uczyła.
Czytaj więcej
- Inne kraje potrafią wykorzystać swoje możliwości prawne, które pozwalają na ograniczenia dla niezaszczepionych - zauważyła prof. Anna Piekarska, członek Rady Medycznej.
Po upadku komunizmu jednym z najważniejszych zadań transformacji demokratycznej była zmiana tego paradygmatu. Przedefiniowanie władzy – z narzędzia opresji elity wobec społeczeństwa w organizatora życia społecznego, który pełni rolę służebną wobec społeczeństwa – jest przez nie wybierany i poddany licznym mechanizmom kontroli. Kluczową rolę w tej transformacji muszą odgrywać instytucje państwa – działające według jasnych reguł, trwałe, nie poddane politycznym koniunkturom i – tak bardzo jak to tylko możliwe – patrzące sobie na ręce. Instytucje, które wykraczają poza logikę partyjnych łupów, nie poddane bezwzględnej woli zwycięzcy wyborów. Instytucje, do których obywatel ma prawo mieć zaufanie. Niezależne sądy, Trybunał Konstytucyjny, Rzecznik Praw Obywatelskich, Najwyższa Izba Kontroli.
Z tego punktu widzenia rację mają politycy PiS, którzy mówią, że spór o reformę sądownictwa z KE ma wymiar fundamentalny – tylko być może niektórzy z nich nie do końca rozumieją dlaczego. Ten spór dotyczy ratowania instytucjonalnego fundamentu państwa. Jeśli zgodzimy się, że zwycięzca wyborów, który jednak nie uzyskał większości konstytucyjnej, może wysadzać w powietrze fundamenty, na których stoi gmach państwa i kształtować je swobodnie, kierując się wyłącznie swoją wolą, to nigdy nie opuścimy żelaznej kurtyny. Będą się zmieniać partie u sterów, reforma będzie gonić reformę, a dla obywateli władza wciąż będzie konceptem podejrzanym i – profilaktycznie – będzie ów obywatel zawsze z definicji na „nie”. Obywatel będzie zawsze poddanym – niczym w średniowieczu, do którego tak tęskni poseł Piotr Kaleta. Kaleta marzy o średniowiecznej „normalności”. My nie powinniśmy.