Aktualizacja: 06.03.2015 07:34 Publikacja: 06.03.2015 03:00
Irena Lasota
Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski
W każdą okrągłą rocznicę (a czasem ot, tak po prostu) emocje budzą się na nowo. Kto „zrobił" Marzec? Kto był jego bohaterem? Komu należy się Order Orła Białego? Czy była to prowokacja? Czyja? Kto to byli syjoniści? A rewizjoniści? Kto emigrował i dlaczego?
Pewne mity istnieją do dziś. Jeden z nich znalazł wyraz artystyczny w filmach Andrzeja Wajdy – zarówno w „Człowieku z marmuru", jak i „Człowieku z żelaza", skąd trafił do powszechnej narracji. Studenci buntują się w imię wartości, robotnicy patrzą na to obojętnie, dwa lata później robotnicy buntują się w obronie ceny kiełbasy, a studenci i inteligencja, obrażeni, że ich nikt nie bronił, odwracają się od nich. Kilka lat później światy wartości i kiełbasy spotykają się i zlewają w jeden – jak Czarny Dunajec z Białym – i potem płyną razem, zmagając się z naturą, tworząc malownicze przełomy „Solidarności" i Jaruzelskiego, aż rozlewają się po równinach.
W tej narracji osamotnieni studenci („Laliśmy krew osamotnieni/ A z nami był nasz drogi Wódz!") i intelektualiści moralnie przewyższają robotników: byli pierwsi, bronili Adama Mickiewicza oraz wartości i okropnie na tym ucierpieli. W tej samej narracji studentów jest niewielu, wszyscy są znani z nazwiska i jest ich mniej niż 164 strzelców Pierwszej Kompanii Kadrowej Legionów Polskich. A ich zasługi co najmniej równe.
Po hucznych konferencjach, na których grzmiano o zamachu stanu, politycy PiS nagle zamilkli. Czy to wyborcy nie dali się nabrać, czy temat był tylko chwilowym narzędziem politycznym? W Polsce coraz łatwiej rzucać poważne oskarżenia, ale co z ich konsekwencjami? Czy słowa w polityce przestały cokolwiek znaczyć?
Cytować każdy może, jeden lepiej a drugi gorzej - chciałoby się rzec. Posłowi Edwardowi Siarce z PiS wyszło zdecydowanie gorzej.
Po serii ataków na Wołodymyra Zełenskiego amerykański prezydent Donald Trump – natknąwszy się na opór na całym świecie – postanowił szybko zmienić temat rozmowy.
Deklarując udział Wojska Polskiego w misji rozjemczej polski premier postąpiłby nierozważnie, a przede wszystkim złamał prawo. Nie zmienia to faktu, że powinniśmy tam być. To kwestia polskiej racji stanu.
Po rozmowach USA–Rosja Donald Trump stwierdził, że Putin chce pokoju i zakończenia „barbarzyństwa” w Ukrainie. Sugerując winę Ukrainy, wpisuje się w propagandę Kremla. To zagrożenie dla Polski i całego porządku międzynarodowego.
Zamiast wysyłać siły lądowe do Ukrainy i narażać się na wiele problemów, niemal w każdej chwili możemy rozpocząć misję patrolowania ukraińskiej przestrzeni powietrznej z terytorium Polski. Muszą być jednak spełnione pewne warunki.
Czy w czasie polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej nadzwyczajny szczyt Europejczyków powinien się odbywać w Paryżu? To jedno z pytań, które się pojawiają po burzy wywołanej przez Amerykanów.
Nie powstanie zwarty pas fortyfikacji przy wschodniej granicy, za to zostaną stworzone warunki do budowy umocnień. Nie ma się co spodziewać fajerwerków.
Albo nasz kraj pogodzi się z pacyfikacją Strefy Gazy i planami zmiany siłą granic na Bliskim Wschodzie przez premiera Izraela, albo czeka nas kryzys w relacjach z Waszyngtonem.
Mariusz Błaszczak, ujawniając plany użycia wojska w czasie kampanii wyborczej, igrał z wiarygodnością naszego państwa. Do politycznej młócki wykorzystał wojsko, a także podległy mu urząd.
Ministerstwo Kultury nie będzie informowało o miejscach, gdzie planowane są ekshumacje polskich ofiar zbrodni popełnionych przez ukraińskich nacjonalistów. Argumentacja resortu zupełnie do mnie nie przemawia.
Nie ma miejsca na scenie politycznej dla urzędnika apolitycznego i koncyliacyjnego, jest dla czystej polityki, czytaj politycznej młócki. Czy to było tłem rezygnacji Jacka Siewiery z kierowania BBN?
Demokracja i rządy prawa były od 80 lat spoiwem wolnego świata. Zjednoczona Europa i Ameryka znajdą coś na to miejsce?
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas