28 stycznia Donald Trump podpisał ustawę o cięciach zatrudnienia w administracji. Każdemu odchodzącemu, a może ich być nawet 2 miliony, obiecał wypłacenie 8-krotnych miesięcznych zarobków.
Czytaj więcej
Odpowiedzialny za usprawnienie funkcjonowania amerykańskiego państwa miliarder Elon Musk ma zabrać się za światowych producentów dronów. Bo są lepsi, niż firmy z USA.
Ani sam prezydent, ani jego współpracownicy nie wiedzieli (lub nie pamiętali), że pracownikami państwowymi są także kontrolerzy lotów. To ludzie dobrze zarabiający. Ich odprawy, w przypadku gdyby chcieli odejść, wyniosłyby zależnie od stanowiska po 60-90 tys. dolarów. Więc chętni szybko się znaleźli, zwłaszcza że oferta jest ważna jedynie do 6 lutego.
Błąd prezydenta USA Donalda Trumpa
Mimo wszystko jednak nowa regulacja zaskoczyła rynek, ponieważ w USA kontrola ruchu lotniczego cierpi na chroniczny brak chętnych do pracy i 15 proc. pozycji pozostaje nieobsadzonych. Pokazało to tragiczne wydarzenie z ostatniego czwartku, kiedy samolot American Airlines zderzył się z wojskowym Black Hawkiem nad lotniskiem Reagana w Waszyngtonie. Na wieży był wtedy jeden kontroler, który komunikował się jednocześnie i na kanale wojskowym, i cywilnym.
To dlatego, w tej sytuacji w ostatnią sobotę zareagowało Narodowe Stowarzyszenie Kontrolerów Lotniczych, w którym wyraziło zaniepokojenie, że ze służby zgłosili odejście najbardziej doświadczeni i to w sytuacji, kiedy ich tak bardzo brakuje.