Materiał powstał we współpracy z Siecią Badawczą Łukasiewicz
Jaka jest diagnoza przyczyn niskiego poziomu innowacyjności w Polsce? Gdzie leżą bariery komercjalizacji wyników badań naukowych i prac rozwojowych? Jakie role w polskim ekosystemie B+R może odegrać Sieć Badawcza Łukasiewicz? Te zagadnienia stały się osią debaty „Innowacyjni, ale czy komercyjni? Jak przełożyć nowatorskie rozwiązania na język biznesu”, która odbyła się w redakcji „Rzeczpospolitej”
Profesor Dorota Anna Pawlak, prezes Centrum Doskonałości ENSEMBLE3, wskazała na zmianę w podejściu naukowców. – Kiedyś w części czasopism nie można było publikować, jeśli w tekście było podane zastosowanie danego materiału czy technologii. – Dziś trudno o publikację, gdy to słowo „zastosowanie” nie pada. Jest nacisk, by zastosowania były i by te rozwiązania komercjalizować – powiedziała.
Nieporównywalne światy
Gdzie leżą bariery komercjalizacji? – Innowacje i komercjalizacja są ze sobą powiązane. Musimy mieć ciekawy pomysł, wyniki, a więc i środki, a potem coś z tymi wynikami zrobić. Jest na to szereg sposobów. W najlepszych uniwersytetach na Zachodzie jest tak, że każdy profesor zakłada kilka firm, uczelnia mu w tym pomaga, bo wie, że może na tym zyskać i ona, i państwo. W żaden sposób nie przeszkadza, nie widzi w tym konfliktu interesów. Tak jest np. na Stanfordzie. Gdy jedna z tych firm odniesie sukces, to na przykład funduje cały nowy wydział – opowiadała prof. Pawlak.
Dodała, że Polska miała programy wspierające innowacje i komercjalizację, takie jak Top 500 Innovators. – W USA jest Dolina Krzemowa, w Niemczech jest dostępnych tak dużo pieniędzy, że naukowcy nie muszą startować po granty do Komisji Europejskiej. Trudność z komercjalizacją w Polsce polega na tym, że brakuje niektórych obszarów high-tech i przemysł nie jest w stanie odebrać nowych rozwiązań. Jest dużo środków dla biznesu, ale nie ma przy nich wymogu włączania jednostek naukowych, a to mogłoby pomóc – wskazała prof. Pawlak.
Generał brygady, profesor doktor habilitowany inżynier Bogusław Smólski, członek prezydium Komitetu Elektroniki i Telekomunikacji PAN, były rektor komendant WAT oraz były dyrektor i założyciel NCBR, powiedział, że gdy np. na Stanfordzie studenci mają innowacyjne pomysły, zakładają firmy i sprzedają je za kwoty nierzadko liczone w milionach dolarów. Drugą kwestią są pieniądze na naukę.
– Budżet polskiego resortu nauki to 34 mld zł, z tego finansujemy ok. 1 mln studentów. Natomiast przy podobnej wielkości budżetu Uniwersytetu Stanforda kształci się w nim 18 tys. studentów. To nieporównywalne światy – mówił prof. Smólski.
Ekspert sceptycznie podchodzi do zmian w systemie szkolnictwa wyższego, bo różne rozwiązania z ostatnich lat „wypaczyły formułę dążenia do bycia przedsiębiorczym i innowacyjnym”. – Dziś liczą się punkty. Poza hobbystami raczej nie warto brać się za rzeczy trudne, takie jak komercjalizacja i wdrożenia. Wystarczy opublikować kilka artykułów, zebrać 200 pkt i już jesteśmy wyróżniającym się pracownikiem uczelni. Kolejni ministrowie niestety traktują jako swój obowiązek wprowadzanie nowych regulacji, zmieniają ustawę. Wbrew opiniom o konserwatywności środowiska akademickiego ono bardzo szybko do tych zmian się dostosowuje – uważa prof. Smólski.
Profesor Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, wykładowca akademicki, ocenił, że w Polsce pod względem innowacyjności nie jest dobrze. Choć widzi światełko w tunelu, jest ono nadal bardzo daleko. Szansa na jego przybliżenie będzie, jeśli będziemy działać skuteczniej niż do tej pory. Choć w ciągu dziesięciu lat Polska podwoiła wydatki na badania i rozwój, „ale jest to trochę statystyczna iluzja, wzrost wywołały w większości proste wydatki firm na cyfryzację”.
– Jeśli patrzymy na efekty innowacji w gospodarce, to jest ich bardzo mało. Czego brakuje? Braki są po wszystkich stronach rynku. Brakuje kultury innowacyjności, czyli aktywnego poszukiwania pól współpracy przez naukę i biznes, a są tu do znalezienia miliardy. Brak jest popytu po stronie biznesu, bo dotąd nie było to potrzebne, wystarczyły niskie koszty pracy. Brak motywacji w świecie nauki, który nie musiał dotąd szukać szans rozwoju w badaniach odpowiadających na rzeczywiste potrzeby biznesu. Brakuje instytucji pośredniczących, a obie strony mówią innymi językami, mają często złe wspomnienia ze współpracy – diagnozował ekspert.
Skutki widać w marży
Wojciech Dąbrowski, prezes Polskiego Holdingu Rozwoju (PHR), były prezes i twórca PGZ, dodał, że oba światy żyją w swoich silosach, a powinny mieć wspólny cel, który określił jako „satysfakcja klienta; co ostatecznie wyraża się w marży”.
– Powinniśmy wspólnie tworzyć ciąg od idei do satysfakcji klienta. Aby się wzajemnie rozumieć, biznes i nauka powinny współpracować na każdym jego etapie, obie strony są do tego niezbędne, obie powinny być również wsłuchane w potrzeby klienta. Inaczej jest teraz – nauka przygotowuje wiele rozwiązań, które z punktu widzenia biznesu są nieużyteczne, niewdrażalne, nieskalowalne albo koszt ich wytworzenia jest niewspółmierny do użyteczności ekonomicznej. Natomiast firmy nie komunikują skutecznie swoich potrzeb i ambicji rozwojowych. Dzięki warsztatom prowadzonym przez PHR w ramach Centrum Kooperacji Przemysłowej udało się doprowadzić do takiej współpracy i mamy jej pierwsze efekty – wskazywał Wojciech Dąbrowski.
– Ważna jest taka współpraca biznesu z nauką, szczególnie z instytutami, która pozwoli na wdrożenia i skalowalność połączone z zasadnością ekonomiczną, ale też będzie prowadzona z myślą o tym, jak powstały produkt dalej rozwijać. Po stronie przemysłu widzimy takie elementy, choć z pewnymi ograniczeniami wynikającymi ze struktury gospodarki, w której dominują firmy małe i średnie. Dużych podmiotów mamy 0,2 proc. Kluczem do rozwoju innowacji w Polsce, a tym samym poprawy konkurencyjności polskiej gospodarki, jest nawiązanie efektywnej, nakierowanej na potrzeby rynkowe współpracy MŚP z instytucjami naukowymi, w szczególności z ośrodkami prowadzącymi prace badawczo-rozwojowe. Polski Holding Rozwoju prowadzi aktywną działalność dla wsparcia tej współpracy – tłumaczył prezes PHR.
Profesor Smólski zauważył, że w całym procesie prac nad innowacyjnym rozwiązaniem – od pomysłu do jego wdrożenia – musi mieć miejsce podział instytucjonalny. – Ryzyko jest zbyt duże, by od początku uczestniczył w tym producent – podkreślił ekspert.
Biorąc pod uwagę wszystkie poruszone w debacie aspekty związane z tworzeniem kultury innowacyjności w gospodarce, zdaniem prof. Orłowskiego potrzebny jest rozwój instytucji, które połączą światy nauki i biznesu i pomogą im wzajemnie zrozumieć swoje języki.
– W USA zajmują się tym aniołowie biznesu, z kolei w Chinach tak działa państwo. W Polsce musimy zbudować nasz własny model działania instytucji pośredniczących. Są one niezbędne, by połączyć naukę i biznes – mówił. – Widzę tu zadanie dla wielu instytucji. Potrzebne jest wypracowanie modelu takiej współpracy i pokazanie sukcesów, które zachęcą innych. Dla przyspieszenia tego procesu musi on być wsparty przez pieniądze publiczne, nie możemy czekać, aż może kiedyś zrobi to rynek. Rolę takiej instytucji pośredniczącej może pełnić Sieć Badawcza Łukasiewicz – uważa ekspert.
Zbudować efekt skali
Profesor Paweł Pichniarczyk, dyrektor Sieci Badawczej Łukasiewicz – Instytutu Ceramiki i Materiałów Budowlanych, podkreślił, że postrzeganie innowacji różni się w zależności od dziedziny nauki czy obszaru gospodarki.
– W medycynie, fizyce kwantowej, telekomunikacji czy technologiach kosmicznych innowacje często mają spektakularny charakter. Natomiast w inżynierii lądowej czy materiałach budowlanych ich natura jest odmienna – zauważył.
Innowacje są jednak kluczowym elementem rozwoju gospodarczego i są potrzebne w każdej dziedzinie. Dyrektor Pichniarczyk zwrócił uwagę na gotowość instytutów Sieci Badawczej Łukasiewicz do tworzenia efektu skali.
– Posiadamy urządzenia, których nie znajdziemy na uczelniach. Przykładem może być unikalna w Europie „minicementownia”, czyli zaplecze technologiczne do produkcji doświadczalnej w naszym instytucie, z którego korzystają naukowcy z różnych krajów do realizacji swoich badań. Podobnie jest w innych instytutach Sieci – wyjaśnił. – Kluczowe jest jednak wykorzystanie tych możliwości we współpracy z przemysłem, czego wciąż często brakuje – podkreślił.
Uporządkować pojęcia
Zdaniem dr. Huberta Cichockiego, prezesa Sieci Badawczej Łukasiewicz/Centrum Łukasiewicz, w Polsce potrzebne jest uporządkowanie pojęć i ich dostosowanie do naszych realiów, bo część pojęć została wprost przeniesiona z Zachodu.
– Po pierwsze, mamy inną strukturę gospodarki i przedsiębiorstw. Duże firmy mają inną strukturę własnościową niż zachodnie, są też innej wielkości. Aby przedsiębiorstwo było zdolne do absorbcji innowacji, procesy biznesowe w nim realizowane muszą mieć określony poziom dojrzałości. Jeśli takich procesów i modeli nie ma, bo firma działa na podstawie modelu biznesowego opartego na kosztach, to trudno o absorbcję innowacji. Po drugie, mamy różną od zachodniej strukturę finansowania projektów. W dużym stopniu są to wydatki publiczne realizowane przez różne agencje rządowe, nie zaś inwestorów kapitału prywatnego szukających potencjalnych projektów innowacyjnych. Problem ten prowadzi do innego typu selekcji projektów. Nie ma możliwości wprowadzenia osobistej partycypacji decydenta w powodzeniu lub niepowodzeniu projektu. To zniekształca selekcję projektów technologicznych. Nawet jeżeli zwiększymy poziom finansowania wydatków rządowych na innowacje, niezwykle trudno będzie ten „problem selekcji” rozwiązać. Dlatego rozwiązania w tym zakresie powinny wykraczać znacząco poza dyskusję o poziomie finansowania, należy rozmawiać o systemach motywacyjnych i bodźcach – tłumaczył prezes Łukasiewicz.
Kolejną istotną kwestią jest struktura wydatków na badania i rozwój. Jedną trzecią z nich realizuje państwo, a dwie trzecie firmy. – Problem w tym, że w większości robią to przedsiębiorstwa z sektora usług. W krajach UE wydatki te realizowane są w zasadniczej mierze w przedsiębiorstwach przemysłowych. Zbyt dużo jest też rozmów na poziomie ogólnym, a za mało momentów, w których analizujemy konkretne projekty i decydujemy, które wdrażać, skalować i ewentualnie efektywnie komercjalizować. Nie da się tego zrobić inaczej jak operacyjnie, analizując konkretny projekt – podkreślił Hubert Cichocki.
Dlatego Łukasiewicz w swoich kontaktach z biznesem stawia na nawiązywanie partnerstw strategicznych z dużymi podmiotami przemysłowymi z branż, w których instytuty Sieci mają kompetencje; takim przykładem jest partnerstwo z Grupą Azoty.
– W jego ramach już na bardzo niskich poziomach analiz projektowych zastanawiamy się, które z pomysłów naszych badaczy mogą być interesujące dla inżynierów z Grupy Azoty i będą mogły w przyszłości być komercjalizowane pośrednio i bezpośrednio, a także jaki jest najbardziej optymalny sposób realizacji konkretnego przedsięwzięcia. Tymi działaniami chcemy rozwiązać problem z informacją zwrotną dla badaczy – mówił prezes Łukasiewicz. – Taki typ kooperacji z dużymi przedsiębiorstwami przemysłowymi jest sposobem na dostosowanie dyskusji o finansowaniu projektów badawczych i finansowaniu innowacji na poziomie mikro do naszych realiów rynkowych – podsumował Hubert Cichocki.
Materiał powstał we współpracy z Siecią Badawczą Łukasiewicz