Sejm finalizuje prace nad rozszerzonymi przepisami karnymi dotyczącymi mowy nienawiści. Projekt od początku budził kontrowersje, odzwierciedlając polityczny i ideologiczny podział w Polsce. Zwolennicy twierdzą, że prawo może zapobiec tragediom wynikającym z nienawistnych słów. Przeciwnicy obawiają się zagrożeń dla wolności słowa i nadużywania nowych regulacji.
Przepisy karne o mowie nienawiści. Czy jest się czego obawiać i co chcemy osiągnąć?
Nie ma wątpliwości, że jeśli słowa prowadzą do przemocy, należy je piętnować i ścigać, eliminując z debaty publicznej to, co stanowi bezpośrednie zagrożenie dla obywateli. Ogólne przepisy karne i cywilne już istnieją, są takie same dla wszystkich obywateli. Próżni prawnej nie ma, a problem leży co najwyżej w praktyce ich stosowania.
Czytaj więcej
Posłowie kolejny raz zmienili projekt reformy dotyczącej przestępstw z nienawiści. Ma to rozszerzyć kryminalizację czynów dyskryminacyjnych. Sejm podejmie decyzję o losie tej nowelizacji już w czwartek.
Czy należy tworzyć szczelne rozwiązania? W idealnym świecie regulacje miałyby sens, likwidując anomalie. Jednak świat idealny nie istnieje, a nowe prawo może być narzędziem do ujednolicania rzeczywistości przez aktualnie dominujący nurt debaty publicznej. Mamy różne odcienie tolerancji, wrażliwość na słowa, inaczej definiujemy rzeczywistość, a nowe prawo może być wykorzystywane do zupełnie innych celów.
Nie żyjemy w świecie idealnym, ale w zideologizowanym, w czasach potężnego starcia kulturowego. Nadejście epoki Donalda Trumpa zapewne tę wojnę kulturową zaostrzy, nie tylko w USA, ale także w Europie i Polsce. A poziom napięcia w debacie jeszcze nigdy nie był tak duży. Politycy, dziennikarze i sędziowie dziś pozywają się nawzajem, a sama groźba procesu bywa wykorzystywana do zamykania ust oponentom. To nowy standard, który nie miał dotąd precedensu.