Co z tą Agencją Uzbrojenia? Potrzebujemy lepszego systemu pozyskiwania broni

Państwo polskie powinno precyzyjnie zdefiniować relacje między armią i państwowym przemysłem zbrojeniowym, a także dokończyć reformy dotyczące tego, jak wojsko kupuje sprzęt.

Aktualizacja: 26.11.2024 06:31 Publikacja: 26.11.2024 04:52

Śmigłowce Apache to jeden z wielu zakupów uzbrojenia dla Wojska Polskiego dokonanych w ostatnich lat

Śmigłowce Apache to jeden z wielu zakupów uzbrojenia dla Wojska Polskiego dokonanych w ostatnich latach

Foto: Adobe Stock

96 śmigłowców AH-64 E Apache za ponad 40 mld zł, 280 tys. sztuk amunicji 155 mm za ok. 11 mld zł czy zintegrowany system dowodzenia obroną przeciwlotniczą i przeciwrakietową IBCS za ponad 12 mld zł – wymieniać można by długo. W ciągu ostatniego roku Agencja Uzbrojenia podpisała ponad sto różnego rodzaju umów i aneksów na zakup uzbrojenia dla Wojska Polskiego.

Mimo to atmosfera wokół tej instytucji jest gęsta: cyklicznie wracają plotki o dymisji jej szefa gen. Artura Kuptela, a np. w Ministerstwie Aktywów Państwowych, które jest formalnym właścicielem Polskiej Grupy Zbrojeniowej, niechęć do jej szefa nawet nie jest specjalnie ukrywana. Jeśli dołożymy do tego kilkanaście kontroli, które są obecnie prowadzone w sprawach zakupów przeprowadzonych w ostatnim czasie przez AU, to widać, że wkrótce dojdziemy do jakiegoś przesilenia.

Ale problem nie leży w tym, że Agencją odpowiedzialną za zakupy warte setki miliardy złotych kieruje akurat ten, a nie inny generał. Jego wymiana niewiele zmieni, ponieważ Agencja Uzbrojenia działa tylko i aż w granicach prawa. Problem leży w tym, że nie stworzyliśmy w Polsce sprawnego systemu zakupu i użytkowania sprzętu wojskowego, który by brał pod uwagę także rozwój polskiego przemysłu obronnego.

Agencja Uzbrojenia przyspieszyła zakupy zbrojeniowe. A jednak się da – przynajmniej trochę

Agencja Uzbrojenia to instytucja, która powstała na bazie Inspektoratu Uzbrojenia, ale jest też następcą prawnym Inspektoratu Implementacji Innowacyjnych Technologii Obronnych czy Biura ds. Umów Offsetowych. Działalność rozpoczęła 1 stycznia 2022 r. Cztery miesiące wcześniej, 1 września 2021 r., minister obrony narodowej wydał dwie decyzje, na których w dużej mierze dziś opiera się system pozyskiwania sprzętu wojskowego.

Czytaj więcej

Czołgi K2 wciąż niepewne. Problemem jest ich spolszczenie

To wtedy powołano Radę Modernizacji Technicznej. Tak jej rolę definiował wówczas minister obrony Mariusz Błaszczak w wywiadzie dla portalu Defence24: „Rada Modernizacji Technicznej będzie narzędziem, które skruszy beton bezwładności. Jej przewodniczącym będzie Minister Obrony Narodowej, organem wykonawczym będzie Departament Polityki Zbrojeniowej, a zastępcami przewodniczących przedstawiciele Sztabu Generalnego i Agencji Uzbrojenia. Głównym zadaniem Rady będzie zatwierdzanie wymagań sprzętowych oraz ustalanie priorytetów modernizacyjnych. Definiowanie wymagań sprzętowych zastąpi obecnie przenikające się fazy identyfikacyjną i analityczno-koncepcyjną. Gestorzy będą uczestniczyli w tym procesie jako głos doradczy, co ukróci sztuczne zawyżanie wymagań. Ostateczną decyzję co do wymagań sprzętowych będzie podejmował Minister Obrony Narodowej na podstawie rekomendacji żołnierzy. Określimy też sztywne ramy czasowe – maksymalnie 6 miesięcy na zdefiniowanie wymagań sprzętowych”.

I faktycznie, m.in. dzięki temu zabiegowi udało się znacząco przyspieszyć zakupy zbrojeniowe – jeśli tylko była wola polityczna, szybkie zakupy nagle okazały się możliwe, co było widać m.in. w 2022 r. na przykładzie hurtowego pozyskiwania ciężkiego sprzętu w Korei Południowej.

Trudne relacje przemysł–wojsko

Jednak to nie rozwiązało wszystkich trudności związanych z pozyskiwaniem sprzętu – my zatrzymaliśmy się niejako w pół drogi. Z marzeń o tym, by zbudować potężną instytucję na wzór np. wspominanej Korei Południowej, gdzie szef odpowiednika naszej Agencji – DAPA (Defense Acquisition Program Administration) jest de facto w randze sekretarza stanu, czy potężnej francuskiej Generalnej Dyrekcji Uzbrojenia (DGA), nic nie wyszło. My zrobiliśmy tylko pierwszy krok. A jest co najmniej kilka rzeczy, które powinniśmy pilnie zmienić.

Czytaj więcej

Polska zbrojeniówka nie podbije Ukrainy. Przełomu nie ma i nie będzie

Po pierwsze, trzeba doprecyzować relacje między przemysłem a wojskiem, reprezentowanym przez Agencję Uzbrojenia. To, że silne wojsko potrzebuje silnego przemysłu, jest truizmem, cytując klasyka: oczywistą oczywistością. Wielu komentatorów i polityków oczekuje, że AU będzie finansować rozwój polskiego przemysłu, ale to jest niemożliwe – w świetle prawa byłaby to najpewniej niegospodarność. Agencja odpowiada głównie za pozyskiwanie sprzętu, gdzie podstawowym kryterium jest jego sprawność, czas dostawy i ceny. Kto więc powinien dbać o zbrojeniówkę? Obecnie za takie programy dokapitalizowania, czyli de facto przekazywania środków na rozwój zbrojeniówki, wzięło się MAP, ale wciąż brakuje systemowego rozwiązania, jak to może lepiej działać. W przypadku programu obrony powietrznej Narew to się udało, w przypadku negocjowanego właśnie kontraktu na zakup czołgów K2 – już nie. Jako państwo nie odpowiedzieliśmy sobie na pytanie, gdzie chcemy zbudować własne zdolności przemysłowe, a gdzie możemy bazować na dostawcach zagranicznych i które z ministerstw/agencji czy innych organów ma za to odpowiadać.

Po drugie, doprecyzowania potrzebują też relacje na linii politycy–AU. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Agencja Uzbrojenia stała się podręcznym kozłem ofiarnym polityków. Krytykowanie jej za to, że realizowała zakupy za poprzedniego rządu, zwyczajnie nie ma sensu, bo Agencja właśnie od tego jest. Można się zastanawiać, dlaczego MON pewne rzeczy chciało kupować, a innych nie, ale powtórzę: AU jest tylko realizatorem zakupów, które de facto zatwierdza minister. Jeśli ma być inaczej, to powinny zostać zmienione regulacje.

Wreszcie, warto się też zastanowić, czego państwo polskie oczekuje przy zakupach uzbrojenia, co jest w tym obszarze najważniejsze. Regularna krytyka działań Agencji przez Najwyższą Izbę Kontroli w zakresie zaliczkowania jasno wskazuje, że coś jest nie tak. AU zaliczkuje tak naprawdę po to, by pieniądze z budżetu na obronność „nie przepadały”, do czego namawiają ją politycy, a NIK uważa, że tak nie powinno być. Trzeba doprecyzować, jak powinno działać. 

Zamówienia obronne. Czas na konkrety

Kwestii do rozwiązania jest znacznie więcej – choćby fakt, że zagraniczne uzbrojenie często wymaga znacznie mniej testów niż to tworzone w Polsce, co często jest podnoszone przez przedstawicieli polskiego przemysłu. Dlatego były szef Inspektoratu Uzbrojenia gen. Adam Duda, który z wojska odszedł w 2016 r., od lat postuluje, by stworzyć nową ustawę o zamówieniach obronnych i ustawę o krajowym potencjale obronnym.

To w tych aktach prawnych można zdefiniować, czy chcemy na bazie AU stworzyć silną instytucję, wręcz na poziomie ministerstwa, która by odpowiadała za cały cykl życia uzbrojenia (zakup, użytkowanie i wycofanie), ale która by też współpracowała czy wręcz nadzorowała przemysł zbrojeniowy – czy jednak ma to być organ o znacznie mniejszych kompetencjach, który po prostu „ma kupować”. To uchwalając nowe prawo, można w obszarze zakupów uzbrojenia uwolnić się od prawa zamówień publicznych, które akurat w tej materii często bywa mało efektywne, czy precyzyjnie określić tak szczegółowe, a jednocześnie drażliwe kwestie – jak choćby zaliczkowanie uzbrojenia czy proces tworzenia wymagań dla sprzętu. Uregulowanie tego obszaru pozwoliłoby nie tylko sprecyzować, kto odpowiada za rozwój przemysłu zbrojeniowego w Polsce, ale też znacznie lepiej zarządzać kupowanym uzbrojeniem i tworzeniem zdolności obronnych Wojska Polskiego.

Tymczasem przez rok działania nowego rządu, poza regularną krytyką działania poprzedników, resort obrony nie zaprezentował swojej wizji, jak ma działać system pozyskiwania sprzętu wojskowego. Biorąc pod uwagę choćby wojnę w Ukrainie, zwłoka w tym obszarze zdumiewa.

96 śmigłowców AH-64 E Apache za ponad 40 mld zł, 280 tys. sztuk amunicji 155 mm za ok. 11 mld zł czy zintegrowany system dowodzenia obroną przeciwlotniczą i przeciwrakietową IBCS za ponad 12 mld zł – wymieniać można by długo. W ciągu ostatniego roku Agencja Uzbrojenia podpisała ponad sto różnego rodzaju umów i aneksów na zakup uzbrojenia dla Wojska Polskiego.

Mimo to atmosfera wokół tej instytucji jest gęsta: cyklicznie wracają plotki o dymisji jej szefa gen. Artura Kuptela, a np. w Ministerstwie Aktywów Państwowych, które jest formalnym właścicielem Polskiej Grupy Zbrojeniowej, niechęć do jej szefa nawet nie jest specjalnie ukrywana. Jeśli dołożymy do tego kilkanaście kontroli, które są obecnie prowadzone w sprawach zakupów przeprowadzonych w ostatnim czasie przez AU, to widać, że wkrótce dojdziemy do jakiegoś przesilenia.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Rosjanie nie zagrają na konsoli w „Wiedźmina”. Bo to niepatriotyczne
Biznes
Amica rośnie tylko w Polsce i Azji. "Nie widzimy oznak ożywienia popytu"
Biznes
Gdzie wyrzucić przeterminowane leki? Kilka ważnych zasad do zapamiętania
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Monopol Google: Czy Trump zmieni zasady gry?
Materiał Promocyjny
Kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi!
Biznes
Polska AI podbiła Dolinę Krzemową