Tyle teoria. Ale w praktyce to ruch niezwykle ryzykowny. Przede wszystkim czym innym jest narodowiec Andruszkiewicz opowiadający swe eurosceptyczne tyrady w telewizji publicznej jako członek małej partyjki Kornela Morawieckiego, czym innym jest Andruszkiewicz kibicujący Aleksandrowi Łukaszence jako zwykły poseł, a czym innym jako członek rządu. Ministerialny awans sprawia, że jego poglądy są legitymizowane przez premiera.
Po 11 listopada PiS przekonywał, że nie ma nic wspólnego z narodowcami, którzy organizowali Marsz Niepodległości, ale poszli razem, by świętować 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Teraz były lider Młodzieży Wszechpolskiej, która jest współorganizatorem marszu, wchodzi do rządu jako wiceminister. To prezent dla opozycji, która może dzięki temu grać wizją polexitu i wytykać, że Andruszkiewicz flirtuje ze Wschodem, przypominać jego wypowiedzi o Unii. Dla liberalnej opozycji narodowiec w rządzie będzie przekroczeniem kolejnej granicy. I choć nowy wiceminister zapewnia, że nie jest „faszystą" i ta ideologia była mu zawsze obca, nietrudno postawić tezę, że jego nominacja będzie wykorzystywana przez opozycję do pokazania ryzykownego romansu premiera Morawieckiego ze środowiskami radykalnymi.
Ale nie tylko od strony ideologicznej decyzja Morawieckiego będzie krytykowana. Premier zbudował sobie pozycję jako fachowiec od gospodarki, przedstawiciel merytokracji. Można jednak stawiać poważne pytania o to, jakie merytoryczne kompetencje ma poseł Andruszkiewicz do tego, by zajmować się cyfryzacją – jednym z najważniejszych dla przyszłości polskiego państwa i gospodarki obszarów. Tłumaczenie, że poseł miał spore zasięgi postów na Facebooku, brzmi raczej jak żart.
W dodatku urobek tej decyzji też jest nikły. Andruszkiewicz był członkiem małego koła poselskiego, nie stoi za nim teraz żadne silne środowisko. Przyjęcie go do rządu może polepszyć pozycję PiS na prawicy. Ale nie ma takiej pewności. Czy warto płacić tak wysoką cenę, skoro efekt jest jeszcze palcem na wodzie pisany?
Tym bardziej że ta decyzja mocno uderza w wiarygodność samego Morawieckiego. Jak chce przyciągać umiarkowane centrum, biorąc do rządu kogoś, kto w wyrobieniu intelektualnym i poglądach bardziej przypomina kibola niż przedstawiciela klasy średniej?