Jest trochę śmieszne i bardzo straszne, gdy PSL proponuje, by o ważności wyborów orzekał Trybunał Stanu. Mowa wszak o organie, który został powołany, by karać za naruszanie konstytucji lub ustawy najważniejsze osoby w państwie. Niewątpliwie w obecnej, zawiłej sytuacji prawnej, konieczność orzeczenia, czy wybory są ważne, czy nie, można traktować jako karę. Ale mimo wszystko trudno doszukiwać się w tym, co o Trybunale Stanu zapisano w konstytucji, jakiejkolwiek przesłanki pozwalającej uznać, iż jest on w jakikolwiek sposób predestynowany, by zająć się terminem wyborów.
Zwłaszcza, że jeśli zarzutem wobec neosędziów jest to, że wskazuje ich upolityczniona KRS, która to upolityczniona została dlatego, że wybiera ją większość rządząca, to spieszę przypomnieć, że sędziów Trybunału Stanu, co do jednego, wybiera Sejm, z wyjątkiem przewodniczącego tegoż Trybunału, którym jest I prezes SN. Zamieniłby więc stryjek Izbę Kontroli Nadzwyczajnych i Spraw Publicznych SN na kijek, choć ten akurat kijek wystrugała, inaczej niż neo-KRS, obecna większość rządząca.
Andrzej Duda prędzej zrezygnuje z wyjazdu na narty, niż zgodzi się na podważenie statusu neosędziów, których w jego kręgach nazywa się po prostu sędziami
Polskie sądy są jak kot Schrödingera
Straszne jest to, że na pół roku przed wyborami w ogóle toczymy taką dyskusję, w której ważnemu politykowi, jakim jest wicepremier i minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, oraz partii wchodzącej w skład koalicji rządzącej, jaką jest PSL, przychodzi do głowy, że dobrym pomysłem byłoby zaprząc do procedury wyborczej Trybunał Stanu, bo – tu cytat z wicepremiera - „Trybunał Stanu to jedyny organ państwa związany z władzą sądowniczą, który nie jest w żaden sposób poddany ocenie, nie budzi wątpliwości”.
Czytaj więcej
Nie Sąd Najwyższy, ale Trybunał Stanu miałby orzekać w sprawie ważności wyborów w Polsce - tak zakłada propozycja przedstawiona w środę przez wicepremiera i ministra obrony narodowej, a zarazem prezesa PSL, Władysława Kosiniaka-Kamysza.