Guzy zniekształcające twarz, porażenia nerwów, opadające powieki – to tylko niektóre z powikłań po zabiegach medycyny estetycznej przeprowadzonych przez kosmetologów czy kosmetyczki. W ubiegłym tygodniu prof. Andrzej Kaszuba, były konsultant krajowy w dziedzinie dermatologii, przyjął trzy pacjentki z poparzeniami drugiego stopnia po nieudanej depilacji laserowej u kosmetyczki.
– Równie częste są przypadki infekcji po wstrzykiwaniu kwasu hialuronowego czy botoksu: powikłania wirusowe, ale też zakażenia HIV, HPV czy wirusowym zapaleniem wątroby – mówi prof. Kaszuba.
Oficjalnego rejestru powikłań nie ma, bo poszkodowani bardzo rzadko idą do sądu. Zwykle szukają innego gabinetu, w którym lekarz poprawi to, co nie wyszło kosmetyczce.
A ofert przybywa. W internecie aż roi się od ogłoszeń: „Ampułka botoksu już za 200 zł", podczas gdy u lekarza ceny zaczynają się od 600–800 zł.
– Ludzie dają się nabrać. Tani botoks został czterokrotnie rozcieńczony solą fizjologiczną. Jego działanie skończy się już po dwóch miesiącach, a nie, jak w przypadku pełnej dawki, po sześciu do dziewięciu – mówi prof. Kaszuba. A prof. Joanna Maj, konsultant krajowy w dziedzinie dermatologii, dodaje, że kosmetolodzy nie mają wiedzy niezbędnej do przeprowadzenia zabiegów. – Trzeba umieć przeliczyć jednostki leku, ocenić ryzyko, a gdy dojdzie do komplikacji, zareagować. Nie mając wiedzy medycznej, kosmetyczki nie są w stanie przewidzieć gwałtownych powikłań i im zapobiec – podkreśla prof. Maj.