W opublikowanym w poniedziałek Monitorze Fiskalnym Międzynarodowy Fundusz Walutowy apeluje o zwiększenie inwestycji publicznych. W okresach niepewności przynosiłoby to potężne efekty mnożnikowe: wzrost inwestycji o 1 proc. PKB przełoży się na wzrost PKB o 2,7 proc., inwestycji prywatnych o 10 proc., a zatrudnienia o 1,2 proc. Czy to droga wyjścia z kryzysu również dla Polski?
DR JAKUB SAWULSKI, GŁÓWNY EKONOMISTA POLSKIEGO INSTYTUTU EKONOMICZNEGO: Raport MFW to przejaw zmiany narracji, która dokonała się wśród ekonomistów na całym świecie. Mniej więcej to samo mówi Bank Światowy głosem Carmen Reinhart i OECD, głosem Angela Gurii. Wszyscy mówią, że wychodząc z tego kryzysu, nie powinniśmy zbyt wcześnie przejść do oszczędzania. Najlepszą metodą na spłatę wysokiego zadłużenia, które pojawi się wskutek pandemii, będzie wysoki wzrost gospodarczy. Nie powinniśmy powtórzyć błędu, który w Europie popełniono po poprzednim kryzysie. Oszczędności rozpoczęto wtedy za szybko, konsekwencją była druga fala kryzysu.
RAFAŁ TRZECIAKOWSKI, EKONOMISTA W FOR: Moim zdaniem MFW zakłada podejrzanie wysoki mnożnik fiskalny dla inwestycji publicznych. To sugeruje, że inwestycje te tak bardzo pobudzą gospodarkę, że zapłacą same za siebie. Taki efekt może teoretycznie wystąpić, ale w praktyce bym go nie oczekiwał, a szczególnie nie w Polsce. Po pierwsze, jesteśmy stosunkowo otwartą gospodarką, co oznacza, że bodziec fiskalny częściowo pomoże naszym partnerom handlowym. Po drugie, według danych Eurostatu w II kwartale mieliśmy na tle UE dość niskie bezrobocie, a firmy wciąż zgłaszają niedobory pracowników, choć mniejsze niż rok temu. Nie ma więc tak dużo wolnych zasobów, które można by dzięki inwestycjom zatrudnić. Po trzecie, nawet raport MFW jest pełny zastrzeżeń, że w praktyce inwestycje często są nieprzemyślane, wiążą się z korupcją itp.
JS: Nie przywiązywałbym się za bardzo do wyników badań MFW. Kolejne badania mogą faktycznie pokazać, że mnożniki są niższe. Faktem jest jednak, że we wszystkich znaczących ośrodkach ekonomicznych narracja się zmieniła: nie oszczędzajmy, wydawajmy pieniądze, a dodatkowy dług spłacimy z szybszego wzrostu gospodarczego. Polska to dobry przykład. W ostatnich latach nie byliśmy szczególnie oszczędni, a mimo to zmniejszyliśmy poziom długu w relacji do PKB o 8 pkt proc. Właśnie dlatego że mieliśmy wysoki wzrost gospodarczy. Na tym, aby go przywrócić, powinna się teraz skupiać polityka gospodarcza.
RT: W warunkach niskich stóp łatwo nawoływać do zwiększania wydatków. Wiemy jednak, że te warunki nie są dane raz na zawsze. Nawet w okresach niskich stóp procentowych wzrost gospodarczy może spaść poniżej oprocentowania długu. Przecież z taką sytuacją mamy do czynienia dzisiaj w związku z recesją. Mimo wszystko wciąż mamy silniejsze dowody na to, że na dłuższą metę dług publiczny hamuje wzrost, niż na to, że inwestycje publiczne go pobudzają. Wyniki badań Reinhart i Kennetha Rogoffa sprzed dekady, wedle których im wyższa relacja długu do PKB, tym niższy wzrost, nie zostały podważone. I mamy powody teoretyczne, aby sądzić, że przyczynowość biegnie od wysokiego długu do niskiego wzrostu. Nawet autorzy raportu MFW przyznają, że istnieje konsensus tylko co do krótkoterminowych pozytywnych skutków zwiększania inwestycji publicznych.