Emocje biorą się z tego, że PiS brakuje trzech senatorów do bezwzględnej większości w izbie wyższej.
Główny zarzut, przynajmniej w części tych protestów, dotyczy dwóch krzyżyków postawionych na jednej karcie do głosowania, co może unieważniać głos wyborcy.
Od początku III RP
Protesty wyborcze i możliwość ich składania do sądu istnieją od pierwszych lat III RP. Przypomnijmy choćby głośną, acz nieskuteczną, akcję protestów w sprawie wyboru Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta w 1995 r., kiedy ponad 600 tys. osób żądało unieważnienia wyniku głosowania, bo wybrany prezydent podał, że jest magistrem, a miał tylko ukończone studia. Sąd Najwyższy, wtedy w składzie Izby Administracyjnej, stosunkiem głosów 12:5 uznał, że ta myląca informacja nie mogła wpłynąć na wynik wyborów, i uznał je za ważne. Z kolei w 2005 r. w Częstochowie po proteście wyborczym zostały powtórzone wybory do Senatu.
Protest przeciwko ważności wyborów do Sejmu lub Senatu wnosi się do Sądu Najwyższego w terminie siedmiu dni od dnia ogłoszenia wyników wyborów przez PKW (termin upływa we wtorek o północy). Można go złożyć w tym czasie na poczcie, a za granicą w konsulacie. Wnoszący protest powinien przedstawić lub wskazać dowody, na których opiera zarzuty, a protest rozpatruje SN w składzie trzech sędziów z nowej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Po zbadaniu protestu wydadzą oni opinię o zasadności protestu, a w razie zasadności zarzutów – czy przestępstwo lub naruszenie przepisów wyborczych miało wpływ na wynik wyborów.
Uczestnikami postępowania są: wnoszący protest, przewodniczący właściwej komisji wyborczej albo jego zastępca i prokurator generalny. Stosowany jest tu tryb nieprocesowy, więc zasadniczo bez publiczności. Na końcu Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN może unieważnić wybór senatora lub posła (do tego czasu ich mandaty są ważne) i zdecydować o przeprowadzeniu ponownych wyborów na danym terenie lub wskazać czynności do ponowienia.