Gospodarka XXI wieku rodzi się na naszych oczach. Napędzana cyfryzacją transparentna nowa gospodarka wiele obiecuje. Pozostaje nam jednak wciąż określenie zasad, które umożliwią lepszy podział dóbr, większą sprawiedliwość społeczną i podatkową, skuteczniejszą walkę z nadmierną koncentracją kapitału i wiedzy w rękach zaledwie kilku podmiotów.
Sprawiedliwość podatkowa jest nierozerwalnie związana z narodzinami i życiem demokracji. To w imię społeczeństwa, od czasu rewolucji brytyjskiej, amerykańskiej i francuskiej, pobierane są podatki. Opodatkować to znaczy umożliwić finansowanie działań państwa dla wspólnego dobra. Jest zatem sprawą kluczową dla przyszłości naszych demokracji, by każdy płacił należną część podatku. Ale dzisiaj tak nie jest.
W ciągu zaledwie dziesięciu lat w bezprecedensowym tempie garstka wielkich cyfrowych firm całkowicie zmieniła nasze życie codzienne. Sprawiły, że mamy cały świat w kieszeni, dały nam w kilku kliknięciach dostęp do dowolnej treści i umożliwiły błyskawiczną komunikację. Zmieniły nasze życie i konsumpcję. To one wciąż wprowadzają innowacje i tworzą miejsca pracy.
Rażąca niesprawiedliwość
Nie mamy im za złe osiągnięć. Zarzucamy im natomiast rażącą niesprawiedliwość: chodzi o kolosalną rozbieżność pomiędzy wytwarzanym przez nie bogactwem, uzyskiwanym dzięki korzystaniu z naszych danych osobowych lub udostępnianej im infrastruktury, a wysokością odprowadzanego przez nie podatku.
Dotychczas woleliśmy ignorować tę niesprawiedliwość raczej, niż z nią walczyć. Zgadzaliśmy się, by nasze firmy płaciły o 14 pkt proc. wyższe podatki niż cyfrowi giganci. Tolerowaliśmy, że bogacili się oni, korzystając z naszych danych bez faktycznej kompensaty.