Frankowicze nie muszą zapłacić za kapitał
Ale to już było
Banki manipulują kredytami- to tytuł publikacji z czerwca 2008 roku w The Wall Street Journal Polska. W artykule autor ostrzega, że w walutach obcych banki pożyczają więcej niż powinny i że to może okazać się niebezpieczne. W dodatku w tamtym czasie banki nie przejmują się wytycznymi nadzoru finansowego i omijają zalecenia Rekomendacji S, wprowadzonej w 2006 roku przez nadzór bankowy. Według tej Rekomendacji kredytobiorca musiał wykazać, że byłby w stanie obsłużyć ratę kredytu złotowego dla pożyczki o 20 procent wyższej niż ta, którą chciał otrzymać. Zaś wartość kredytu, jaki klient mógłby dostać we frankach powinna była stanowić najwyżej około 80 procent maksymalnego kredytu złotowego. Banki już w maju 2008 zaczynają nagminnie łamać tę zasadę i na rynku można było dostać prawie 30 procent wyższy kredyt we frankach niż w złotych. Już wtedy Komisja Nadzoru Finansowego informowała, że banki nie przykładają się do przeprowadzania symulacji zachowania portfela kredytowego przy ewentualnym pogorszeniu się warunków ekonomicznych czy osłabieniu złotego, co narzucała im Rekomendacja S. Niestety pomimo jej nieprzestrzegania KNF nie mogła wprost nałożyć sankcji, bo było to zalecenie a nie nakaz. Dziś banki tłumaczą się, że nie chciały udzielać takich kredytów, ale zostały zmuszone przez opinię publiczną oraz nieformalne naciski polityków.
Święte krowy
Jak dla tysięcy polskich kredytobiorców skończyło się to nazbyt lekkie traktowanie zaleceń nadzoru finansowego dziś już wiemy. Sprawy skończyły się, a właściwie od lat nie mogą się zakończyć w sądach. Banki zaś nadal publicznie oraz poprzez swoich pełnomocników w sądach starają się pomniejszać znaczenie istotnego poglądu w sprawie, składanego przez Rzecznika Finansowego w poszczególnych procesach frankowiczów. Również stanowisko UOKiK traktowane jest jak niezobowiązująca opinia. Profesor Ewa Łętowska w ostatnim opracowaniu na temat kredytów frankowych pisze wręcz o zjawisku bankowego lobby, które działa w sposób brutalny i nieprzejrzysty. Te wszystkie działania wcześniejsze oraz najnowsze w sprawie zapowiedzi pozwów o korzystanie z kapitału pokazują jedynie słabość państwa, w sprawie tak newralgicznej, jak od lat nierozwiązana sprawa umów setek tysięcy obywateli.
Skandaliczna opieszałość i niekończąca się historia
Profesor Marcin Król w swojej książce, ''Byliśmy głupi'', opisując problemy Polski po 1989 roku uważa, że większość naszych współczesnych problemów bierze się z tych nierozwiązanych z przeszłości. Jako główną bolączkę wskazuje biurokrację oraz skandaliczną opieszałość sądów. Od lat piszemy, o tym, że polski wymiar sprawiedliwości nie jest przygotowany do przyjęcia chociażby kolejnych tysięcy pozwów. Pisaliśmy o tym również na łamach Rzeczpospolitej, że grozi nam paraliż sądów bardziej niż katastrofa sektora bankowego. Tym bardziej teraz w dobie pandemii, gdzie sądy zostały zamknięte i nie wiemy jak długo będzie trwał proces. W przypadku frankowych pozwów grupowych złożonych w 2014 roku wciąż nie zapadły orzeczenia, nawet w pierwszej instancji. Już kilka lat temu pisaliśmy, że trzeba usprawnić organizację sądów, podając rozwiązania, takie jak np. osobne wydziały do rozpoznawania spraw dotyczących kredytów frankowych czy umów finansowych. Innym rozwiązaniem jest specjalizacja sędziów w ramach istniejących już wydziałów lub osobnego oznaczania spraw dotyczących kredytów frankowych. Przykład elastyczności i szybkości zmian organizacyjnych możemy znaleźć chociażby w Hiszpanii, gdzie po wyroku TSUE, wprowadzono specjalne środki dla rozstrzygania sporów na tle nieuczciwych klauzul w umowach kredytowych. W Polsce, po przełomowym wyroku TSUE w sprawie państwa Dziubaków, sądy zaś ochoczo zaczęły zadawać kolejne pytania prejudycjalne TSUE, choć orzeczenie wydaje się, być jednoznaczne a sprawa tych umów wielokrotnie była rozstrzygana przez Trybunał.
Beata Komarnicka- Nowak, wspólnik, radca prawny w Komarnicka Korpalski Kancelaria Prawna