Poruszanie się autem po naszych drogach cały czas wiąże się z większym ryzykiem, niżbyśmy tego chcieli. Pomysłów na poprawę było i jest wiele. Dawno temu oznaczono czarne punkty. Potem pojawiła się na drogach szarańcza fotoradarów. Ostatecznie udało się ją ograniczyć. A w końcu wprowadzono karę utraty prawa jazdy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości na terenie zabudowanym o ponad 50 km/h. I liczba wypadków, rannych i zabitych na drogach powoli, ale spada.
Czytaj także: Rewolucyjne zmiany dla obecnych i przyszłych kierowców
Koniec z wielokrotnym oblewaniem kursantów na egzaminach
Monitoring prędkości, sprawdzanie trzeźwości i zaostrzanie sankcji to jednak nie wszystko. Problemem są nadal niedostateczne umiejętności kierowców. Szczególnie tych świeżych adeptów sztuki prowadzenia auta, dla których wzorcem są „Szybcy i wściekli".
A co proponuje Ministerstwo Infrastruktury, aby wychować przyszłych kierowców? Uczący się na prawo jazdy będą mogli ćwiczyć z opiekunem. Egzamin państwowy poprowadzi egzaminator wojewody, a nie marszałka województwa. Podobno po to, aby egzamin wyglądał wszędzie tak samo i był nad nimi lepszy nadzór. Jest też pomysł obowiązkowego wychowania komunikacyjnego w piątej klasie szkoły podstawowej. Obawiam się, że te pomysły wprawdzie nie pogorszą smutnych statystyk na naszych drogach, ale też ich nie poprawią.