Wsparcie otrzymuje ponad połowa polskich dzieci, a poziom ich ubóstwa zmniejszył się o 70 procent. Na dodatek nieco drgnęła demografia. NFZ odnotował wzrost liczby ciąż o niemal 15 tysięcy.
Czyżby program działał? Działa, niewątpliwie. Jak większość takich programów. Co więcej, gdyby dawać nie 500, tylko 1500 złotych na każde dziecko, też by działał. Ale czy to mądre? Z perspektywy partii rządzącej na pewno. Program stabilizuje elektorat Prawa i Sprawiedliwości. Partia buduje dzięki niemu swoją bazę. Wyborcy o nim nie zapomną. Co więcej, to polityczny majstersztyk. Pułapka dla opozycji. Trudno jej będzie się w przyszłości z programu wycofać.
Cieszą się też ludzie o poglądach lewicowych. Oto rządy PiS realnie wprowadzają w życie ideę sprawiedliwości społecznej i wyrównywania szans. Dotąd głównie o tym gadano, PiS pokazało konkrety.
Jednak prócz tych argumentów są i inne. Czy Polskę naprawdę na 500+ stać? I to nie tylko w sensie budżetowym. Czy stać nas na to, że za tę niemal jałmużnę ryzykuje się dezaktywację zawodową kobiet? Wyłącza z rynku pracy ludzi, którzy zajmując się najszlachetniejszą sprawą na świecie, czyli wychowaniem dzieci, tracą kontakt z pracą zawodową i uprawnienia emerytalne?
Jaka będzie dla nich kompensata, kiedy po latach będą chciały wrócić do pracy zawodowej? Kto im wówczas, czterdziestokilkuletnim kobietom, poda rękę? Jeszcze nie wiedzą, że mają na to małe szanse.