Gen. Gromadziński: Eurokorpus mógłby dowodzić misją na Ukrainie

– Rosja jest osłabiona, ale nie straciła kłów – mówi gen. broni rez. dr Jarosław Gromadziński, były dowódca Eurokorpusu oraz 18. Dywizji Zmechanizowanej „Żelaznej”.

Publikacja: 23.02.2025 07:32

Gen. Jarosław Gromadziński.

Gen. Jarosław Gromadziński.

Foto: Wojciech Król/MON

Rzeczpospolita: Czy trzy lata po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny w Ukrainie możemy się czuć bardziej bezpiecznie? Rosyjska armia nie została wprawdzie pokonana, ale znacznie osłabiona.

Gen. Jarosław Gromadziński: Trudno czuć się bezpiecznie, jeżeli trzy lata temu Rosja odważyła się rozpocząć pełnoskalową wojnę. To pokazało, że jest nieprzewidywalna. To prawda, w czasie wojny w Ukrainie utraciła na tyle swoje zdolności, że dzisiaj można mówić, iż jest osłabiona, ale nie jest przegrana. Wciąż ma kły, ale już nie takie ostre jak przed 2022 rokiem. 

Rosja ma tą „przewagę” nad Zachodem, że w większości jej społeczeństwo ma do życia postawę egzystencjalną, tylko aby przeżyć, a społeczeństwo zachodnie jest konsumpcyjne. Mówiąc kolokwialnie, człowiek rosyjski więcej zniesie. To pozwoliło temu państwu na przestawienie części gospodarki na tryb wojenny i odbiło się na poziomie życia Rosjan. Ekonomia tego państwa dołuje, a zwykłemu obywatelowi żyje się gorzej.       

Jesteśmy dalej czy bliżej do wojny z Rosją?

My nie. Bowiem wojna w Ukrainie pokazała, że Rosja w starciu z przeciwnikiem używającym tych samych środków ma poważne problemy. Przy całym szaleństwie Rosjanie dobrze analizują sytuację i bardzo szybko odrabiają lekcję, uczą się. Oni wiedzą, że w niewłaściwy sposób rozpoczęli wojnę, w konsekwencji nie poradzili sobie z państwem o zdecydowanie mniejszym potencjale demograficznym. Uważam, że dzisiaj Rosja nam – Polsce – nie zagraża w perspektywie sześciu do dziesięciu lat, bo musi się odbudować.

Czytaj więcej

Gen. Różański: Putin nie chce żadnego pokoju, potrzebuje tylko złapać oddech

Ale czy może zagrażać krajom bałtyckim?

Kraje bałtyckie nie mają głębi operacyjnej oraz strategicznej, można szybko dokonać inwazji pod pozorem ćwiczeń przygranicznych. Poza kilkoma dużymi ośrodkami miejskimi to przeważnie lasy. Ale trzeba wziąć pod uwagę koszt – w efekcie bowiem takie działanie wywołałoby reakcję NATO. W moim przekonaniu Putin dzisiaj nie jest przygotowany na takie działania, bo nie jest pewien jak zareaguje Zachód.            

Jakie są wnioski dla nas z wojny w Ukrainie? Czy dzisiaj wiemy, jak efektywnie prowadzić walkę?

Ta wojna rozgrywała się w trzech fazach. Po jej rozpoczęciu dzięki olbrzymim przestrzeniom Ukrainy, front został rozciągnięty na długości ponad 1000 kilometrów, a w inwazji uczestniczyło początkowo zaledwie około 300 tysięcy żołnierzy. Rosjanie liczyli, że po wejściu na Ukrainę będą witani kwiatami i powtórzy się sytuacja z 2014 roku. Mylili się. Ukraińcy zastosowali właściwą taktykę, bo cofnęli się, aby maksymalnie wyciągnąć kolumny uderzeniowe oraz linie zaopatrzenia i dopiero wtedy zaczęli ich bić. Dlatego Rosja poniosła duże straty. Przypomnę, że to wojsko rosyjskie uczestniczyło wcześniej w ćwiczeniach na Białorusi, zatem żołnierze nie byli wypoczęci, a ich sprzęt był nieobsłużony. Ten moment Ukraińcy wykorzystali do uderzeń asymetrycznych z wykorzystaniem bayraktarów, systemów przeciwpancernych javelin. Rosjanie jednak okrzepli i przeszli do obrony. Wtedy obserwowaliśmy wojnę tocząca się z pewną dynamiką, pozycyjno-obronną z użyciem czołgów i dużej ilości artylerii – po stronie rosyjskiej głównie 122 mm, a ukraińskiej 155 mm. Prowadzono walki o Chersoń, miała miejsce także operacja na kierunku charkowskim i generał Syrski odbił ten teren. Potem front zamarł i teraz widzimy działania podobne do tych z I wojny światowej, czyli walki okopowe. Rosjanie rozbudowali kilka linii obrony, które nie są możliwe do pokonania.

Co to oznacza dla nas?

Przede wszystkim musimy dostosować działania do naszego terenu. Nie można przenosić wzorów z Ukrainy, bo mamy inną geografię, inne położenie. Dla mnie głębia operacyjna obejmuje obszar od Bugu do Wisły, tu musi zostać stoczona decydująca bitwa. Musimy wykorzystać artylerię rakietową, aby dokonać głębokich uderzeń, ale też być aktywni, dokonywać manewrów na tym kierunku. Musimy też wykorzystać pododdziały rozproszone, zwłaszcza WOT na linii przygranicznej. Istotna jest koordynacja ognia głębokiego, przy wykorzystaniu nowych systemów komunikacji jak starlinki, bo wojna na Ukrainie pokazała, że Rosjanie mają bardzo dobre systemy zagłuszania, czyli systemy WRE (walki elektronicznej – red.). Oczywiście należy wykorzystać statki bezzałogowe, ale nie przeceniałbym ich roli. Nawet masowe zastosowanie dronów kamikadze nie zmieniło linii frontu, chociaż uzupełniło zdolności wojsk.

Chociaż wydajemy duże pieniądze, pokazujemy że mamy nowoczesny sprzęt, nie uzyskujemy efektu synergii, współdziałania, bo nie wdrażamy zdolności bojowych, a pojedyncze platformy

Jarosław Gromadziński

Tymczasem u nas na podstawie doświadczenia na Ukrainie powstaje właśnie koncepcja wojsk dronowych i medycznych, ale jednak kluczowa jest budowa obrony powietrznej.

Chociaż jestem żołnierzem wojsk lądowych, to priorytetem moim zdaniem powinna być właśnie obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa. My musimy zbudować kopułę, wielowarstwowy system antydostępowy, w tym na najniższym poziomie połączony z systemami antydronowymi. Musimy też rozbudowywać zdolności wojsk lądowych, bo one będą brały udział w kluczowej bitwie. Musimy dysponować skutecznymi środkami pancernymi, i systemami ich zwalczania, ale priorytetem jest też artyleria – zwłaszcza 155 mm oraz artyleria rakietowa, aby mieć zdolność do dokonania uderzeń głębokich w ugrupowaniu przeciwnika.

W przypadku wybuchu wojny powinniśmy dążyć do przeniesienia działań na terytorium przeciwnika, a nie przyjmować go na naszym terytorium. Jeżeli wszedłby pomiędzy Bug a Wisłę, musimy oddziaływać na obszar znajdujący się na wschód od Bugu, aby odciąć jego odwody, zaopatrzenie, linie komunikacyjne i zmusić go do wycofania. Patrząc na Ukrainę, warto zwrócić uwagę, że tam gdzie Rosjanie weszli natychmiast się okopywali i już się nie wycofują. Dlatego jestem przeciwnikiem obrony na linii Wisły. Musimy być szybsi, bardziej manewrowi i wychodzić spod ognia artylerii, dlatego tak ważne jest posiadanie nowego bojowego wozu piechoty Borsuk, który ma zdolność do pokonywania przeszkody wodnej z marszu.  

Czytaj więcej

Szef Sztabu Generalnego przyznaje: Wojna realnie nam zagraża

Czy doświadczenia wojny w Ukrainie przekładają się na zakupy uzbrojenia? Bo na produkcję amunicji akurat nie.

Nie. Uważam, że powinniśmy kupować odpowiednie moduły bojowe i systemy walki. Na przykład dziesięć batalionów czołgów czy dziesięć batalionów zmechanizowanych – kompletnych, a nie np. 183 czołgi. Jeżeli kupujemy artylerię, to z systemem rozpoznania i kierowania ogniem, a nie pojedynczą haubicę. Chodzi o to, abyśmy mieli konkretne zdolności, a nie dokonywali zakupów według zasady: jak wojska lądowe chcą to kupujemy czołgi, jak marynarze to okręt podwodny, a siły powietrzne to samoloty F-35. Chociaż wydajemy duże pieniądze, pokazujemy, że mamy nowoczesny sprzęt, nie uzyskujemy efektu synergii, współdziałania, bo nie wdrażamy zdolności bojowych, a pojedyncze platformy.

Mówił pan o obronie na obszarze od Bugu do Wisły. Czy zatem Tarcza Wschód powinna być budowana?

Tak, ale moim zdaniem powinnyśmy działać według koncepcji, która zakłada operacyjne przygotowanie terenu w kierunku bramy brzeskiej. Nie koncentrowałbym się na fizycznej rozbudowie systemu zapór inżynieryjnych, czy bunkrów, ale na operacyjnym przygotowaniu terenu w taki sposób, aby kanalizować i utrudniać ruch wojsk przeciwnika. Wprowadziłbym np. dotacje dla rolników na zalesianie, czy dokonałbym planowego poszerzanie kanałów melioracyjnych na kierunku północ–południe, tak aby utrudnić przemieszczanie wojsk. Moim zdaniem powinny być też wyznaczone rejony, gdzie nasze jednostki mogłyby wychodzić na rubieże obronne. Słowem kształtować teren w głąb kraju, a nie budować tylko linie fortyfikacji na granicy, jak w Korei.  

Gdy pierwszy rosyjski wóz przekroczyłby granicę, z całym impetem powinniśmy uderzyć na głębokość do 300 kilometrów

Jarosław Gromadziński

Gdyby Rosja i Białoruś zaczęła gromadzić wojsko przy granicy z Polską, a w planach jest przecież już jesienią tego roku ćwiczenie wojsk białoruskich i rosyjskich pod kryptonimem Zapad 25, czy powinniśmy prewencyjnie uderzyć na takie zgrupowanie? Mając oczywiście wiedzę, że jest to przygotowanie do ataku.

Jestem zwolennikiem taktyki ofensywnej. Trzeba byłoby jednak określić, jakie symptomy świadczą o przygotowywanym ataku. Jeżeli naprzeciwko Brześcia zostałaby postawiona jedynie 18. Dywizja Zmechanizowana, która powinna docelowo liczyć 16 batalionów, co jest odpowiednikiem 32 batalionów rosyjskich, to, aby móc zaatakować nasze siły po drugiej stronie Bugu, musi być zgromadzonych około 150 batalionów rosyjskich. Tak więc, gdy pierwszy rosyjski wóz przekroczyłby granicę, z całym impetem powinniśmy uderzyć na  głębokość do 300 kilometrów. To pozwoli na obezwładnienie zgrupowań uderzeniowych oraz pozbawi przeciwnika możliwości potęgowania natarcia. Nie bez znaczenia będzie fakt przeniesieni działań bojowych na terytorium agresora. Na dziś już posiadamy takie zdolności do rażenia.

Czytaj więcej

Wiceadmirał Krzysztof Jaworski: Na Bałtyku trwa wojna hybrydowa

Czy pana zdaniem polscy żołnierze mogliby uczestniczyć w misji na Ukrainie oczywiście po podpisaniu układu pokojowego?

Nie, ale… mogą uczestniczyć innych charakterze, nie na pasku bojowym. Głównym zadaniem naszego wojska jest bycie w gotowości do wypełnienia planów regionalnych NATO, obejmujących obronę wschodniej flanki sojuszu. Polska w tym zakresie odgrywa kluczową rolę.

Policzmy, jakie siły mogłyby uczestniczyć w takiej misji? Francuzi mogą wysłać maksymalnie 10 tysięcy żołnierzy (dwie, trzy brygady), podobnie Brytyjczycy, w sumie trudno będzie zebrać także z innych państw więcej niż 30–40 tys. żołnierzy. Na dziś niezrozumiała dla mnie jest sytuacja, gdzie Niemcy zwlekają z deklaracją zaangażowania się w tę misję. Jednak moim zdaniem Polska, która ma teraz prezydencję w Unii Europejskiej powinna popierać taką misję, w sensie wsparcia logistycznego, ale też wystąpić z ofertą wykorzystania w niej Eurokorpusu, który nie jest w strukturach NATO ani w UE. To organizacja podległa sześciu państwom: Polsce, Niemcom, Francji, Hiszpanii, Luksemburgowi i Belgii, i jako jednostka neutralna mogłaby dowodzić taką misją. Ponadto należy się zastanowić, jakie gremium polityczne będzie odpowiadać i kierować taką misją, i tu widzę szansę ustanowienia spotkań tych państw w Warszawie w formule podobnej do spotkań państw wspierających Ukrainę w Ramstein.

—rozmawiał Marek Kozubal

Kim jest rozmówca

Jarosław Gromadziński

Jarosław Gromadziński – generał broni Wojska Polskiego, doktor nauk społecznych, w latach 2016–2018 dowódca 15. Brygady Zmechanizowanej, w latach 2018–2022 dowódca 18. Dywizji Zmechanizowanej, w latach 2023–2024 dowódca wielonarodowego Eurokorpusu. 27 marca 2024 został odwołany z tego stanowiska przez ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza w związku z prowadzonym przez SKW postępowaniem. 31 stycznia 2025 r. zakończył zawodową służbę wojskową.

Rzeczpospolita: Czy trzy lata po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny w Ukrainie możemy się czuć bardziej bezpiecznie? Rosyjska armia nie została wprawdzie pokonana, ale znacznie osłabiona.

Gen. Jarosław Gromadziński: Trudno czuć się bezpiecznie, jeżeli trzy lata temu Rosja odważyła się rozpocząć pełnoskalową wojnę. To pokazało, że jest nieprzewidywalna. To prawda, w czasie wojny w Ukrainie utraciła na tyle swoje zdolności, że dzisiaj można mówić, iż jest osłabiona, ale nie jest przegrana. Wciąż ma kły, ale już nie takie ostre jak przed 2022 rokiem. 

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Tyle Polska wyda na obronność w 2026 roku. Idziemy na rekord
Biznes
Polsko-amerykańska fabryka amunicji do himarsów najwcześniej w 2028 roku
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Przemysł zbrojeniowy, czyli prymusa Donalda Tuska nieodrobiona praca domowa
Wojsko
Marek Kozubal: Kryzys wizerunkowy MON trochę na własne życzenie
Publicystyka
Marek Kozubal: Polskie wojsko pojedzie do Ukrainy? Są inne opcje