Chcemy rozwijać współpracę naszych firm zbrojeniowych – mówił wicepremier i minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz po niedawnym spotkaniu z amerykańskim sekretarzem obrony Pete’em Hegsethem i dodawał, że chodzi „amerykańsko-polskie inwestycje joint venture, po to, żeby podnosić zdolności produkcji – szczególnie amunicji”.
Chodzi głównie o amunicję do zestawów artylerii dalekiego zasięgu Himars. Pociski wystrzeliwane z tego typu wyrzutni mogą razić cele naziemne w odległości do nawet 300 km. W Polsce miałyby być produkowane pociski o zasięgu ok. 80 km.
Czytaj więcej
Nadlatują AH-64E Apache za 40 mld zł. Podpisana wczoraj umowa na 96 śmigłowców to tylko jeden z wielomiliardowych kontraktów uzbrojenia ostatnich lat. Zdecydowana większość pieniędzy trafia jednak do zagranicznej zbrojeniówki.
Potrzebna zgoda Amerykanów
Co się musi zdarzyć, by do takiej kooperacji doszło? Warunkiem podstawowym, bez którego budowa fabryki nie ma szans, jest zakup kolejnych himarsów przez Siły Zbrojne RP. Obecnie Polska ma 20 zestawów Himars. Jednak jeszcze poprzedni minister obrony Mariusz Błaszczak deklarował, że kupimy kolejnych 500 sztuk. To nierealne. Za to realny jest zakup ok. 130 tego typu zestawów, co powinno być finansowo i organizacyjnie (choćby pod kątem wyszkolenia odpowiedniej liczby żołnierzy) do udźwignięcia dla Wojska Polskiego.
Na jakim etapie są te rozmowy? – Aktualnie przygotowywane jest zaproszenie do negocjacji z firmą Lockheed Martin oraz trwają działania związane z pozyskaniem elementów systemu dostępnych w formie Foreign Military Sales. Koncepcja wdrażania systemu Himars zakłada ulokowanie produkcji amunicji na terenie Polski – informował prawie pół roku temu kapitan Paweł Kłosowski z Agencji Uzbrojenia. W tej materii nic się nie zmieniło.