„Wszyscy wiedzieli już, że będzie wojna, i to bardzo niedługo, ale nikt nie zdawał sobie sprawy, jak to będzie wyglądało. Ludzie byli dobrze usposobieni i wierzyli, że damy sobie radę. Wierzyli w siłę naszego wojska i pomoc Wielkiej Brytanii i Francji (...) Na ulicach pełno było kolorowych afiszów z wizerunkiem marszałka Rydza-Śmigłego z podbródkiem wysuniętym naprzód, z napisem: »Silni! Zwarci! Gotowi!«" – tak lato 1939 roku wspominał Adam Pragier, jeden z liderów PPS („Czas przeszły dokonany”).
Nie byliśmy ani silni, ani zwarci i gotowi, a naczelny wódz opuścił Polskę, choć wcześniej deklarował, że nie odda nawet guzika. To musi być prawda: historyczna trauma – a jest nią wrzesień 1939 roku – to część polskiego DNA. Donald Tusk zapewne czuje to w kościach. Ale powstaje pytanie, czy aby na pewno, odmawiając udziału Polski w brytyjsko-francuskiej misji rozjemczej w Ukrainie, premier szczęśliwie uniknął „wywijania szabelką”?
Polscy żołnierze na Ukrainie: Premier Donald Tusk nie jest obojętny na sondaże
Jędrzej Bielecki postawił w „Rzeczpospolitej” sprawę jasno: mówiąc, że nikt nie oczekiwał od Polski przyłączenia się do operacji wojskowej za wschodnią granicą, Donald Tusk minął się z prawdą, bo już w grudniu, przylatując do Warszawy, temat poruszył Emmanuel Macron.
Czytaj więcej
Jeśli dziś Polska nie przyłączy się do realnych gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, za kilka lat może mieć rosyjskie wojska na swojej granicy.
Premier, odpowiadając mojemu redakcyjnemu koledze, napisał na platformie społecznościowej X: „Ani sondaże, ani podpowiedzi rozgorączkowanych komentatorów nie będą miały wpływu na moje decyzje w sprawach Ukrainy. Bezpieczeństwo Polski – wyłącznie tym będę się kierował”. Z tym, że Jędrzej Bielecki nie należy do rozgorączkowanych komentatorów, namawiających do wysłania polskich żołnierzy na front. A Donald Tusk nie jest obojętny na sondaże.