Krzyżak: Prezydencki kabaret w sprawie „Kiszczak Papers”

Trudno polemizować z kimś, kto niemal każde słowo wypowiedziane lub napisane na swój temat odbiera jako próbę zniszczenia go.

Aktualizacja: 21.12.2018 22:28 Publikacja: 20.12.2018 19:18

Lech Wałęsa

Lech Wałęsa

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Tak właśnie postępuje Lech Wałęsa, który już dawno główną osią swojej obrony uczynił atak. Gryzł swoich przeciwników w podziemiu w latach 80., atakował w trakcie swojej prezydentury i po jej zakończeniu. Atakował, gdy w 2016 r. Instytut Pamięci Narodowej przejął teczkę TW Bolka, i wtedy, gdy eksperci uznali, że dokumenty z niej są prawdziwe.

Czytaj także:

Czy Kiszczak szantażował Wałęsę?

Archiwum Kiszczaka, część 2 - Reprymenda

Lech Wałęsa jest legendą. Jest twórcą Solidarności. Człowiekiem, który obalił komunę. Człowiekiem, który z prostego elektryka stał się mężem stanu. Jest nieskazitelny. Biada zaś temu, kto na tym nieskazitelnym wizerunku dostrzega jakąś rysę. Taka osoba z automatu staje się wrogiem lub narzędziem w rękach wroga.

Tak właśnie jest teraz, gdy dziennikarze „Rzeczpospolitej” i Polskiego Radia opisują dokumenty z archiwum gen. Czesława Kiszczaka, które wdowa po nim sprzedała do Stanów Zjednoczonych. Lech Wałęsa atakuje, twierdząc, że wszystkie dokumenty, w których pojawia się jego nazwisko, to niedawno wytworzone fałszywki, które mają go zdyskredytować. A fakt, że dzisiaj do tych dokumentów dotarli dziennikarze i je opisują, nie jest dziełem przypadku. Bo przecież kwity do mediów dostarczają ludzie, którzy są z byłym prezydentem w stanie wojny. To źli ludzie, którzy chcą zniszczyć legendę wielkiego Wałęsy. Oszczercy.

Jest Pan w błędzie, Panie Prezydencie. Nikt nam tych kwitów nie podrzuca. Natrafiliśmy na ślad archiwum Czesława Kiszczaka w USA, pojechaliśmy tam, obejrzeliśmy i dziś to opisujemy. To nasz dziennikarski obowiązek. Demokracja, wolność słowa, swoboda badań naukowych – chyba o to Pan walczył? Pan również może te dokumenty obejrzeć, wystarczy jedynie polecieć do USA, pojechać do archiwum Hoovera w Stanford, wypełnić kilka druków i w ciągu kilku chwil będzie miał Pan wszystko na biurku. Nie potrzeba specjalnych pozwoleń. Można wejść prosto z ulicy. W USA jest Pan dość częstym gościem, więc nic nie stoi na przeszkodzie. „Kiszczak Papers” leżą w 23 pudełkach i czekają.

Choć wie Pan, jest pewna trudność. W piątek (21 grudnia) archiwum pracuje ostatni dzień. Potem Amerykanie – przynajmniej tak piszą na swojej stronie internetowej – na rok je zamkną. Dorobi Pan rzecz jasna do tego spiskową teorię dziejów, że owo zamknięcie to układ z tajemniczymi osobami, które chcą Pana zniszczyć, bo będą miały czas na to, by sfabrykować kolejne dokumenty przeciwko Panu i wrzucić je do „Kiszczak Papers”. Ma Pan prawo snuć takie fantazje. A my chyba już dawno powinniśmy przyzwyczaić się do tego, że były prezydent to niezły kabareciarz.

Komentarze
Zbigniew Ziobro kontra komisja śledcza. Jedno nie powinno umknąć naszej uwadze
Materiał Promocyjny
Technologia daje odpowiedź na zmiany demograficzne
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Czy Zbigniew Ziobro może zeznawać z aresztu w Białołęce?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Bajka o Zbyszku, policjantach i dobrej wróżce
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Sprawa Michała K., czyli Platforma Obywatelska ma problem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Jesteśmy technologicznie w malinach
Materiał Promocyjny
Wystartowały tegoroczne ferie zimowe