Piątkowe wydarzenia miały bowiem bohatera trzeciego planu. Symptomatyczny jest obrazek, gdy po zamknięciu obrad przez przewodniczącą komisji Magdalenę Srokę za długim stołem pozostał jeden samotny poseł – Przemysław Wipler z Konfederacji. Jego roli w politycznym teatrze, jaki obserwowaliśmy w piątek, nie wolno bagatelizować.
Przemysław Wipler podrzuca PiS-owi i Zbigniewowi Ziobrze zdanie: „szybko kończymy, bo zaraz tu wejdzie”
To bowiem Wipler wobec bojkotowania komisji śledczej przez jej członków z PiS od momentu, gdy Trybunał Konstytucyjny uznał, że zakres działania komisji jest niezgodny z konstytucją, przedstawił wizję działań komisji korzystną dla Ziobry. To on zasuflował zdanie: „szybko kończymy, bo zaraz tu wejdzie”, które dobrze zgrywa się z narracją Ziobry przekonującego, że komisja się go bała. Nie stanął po stronie byłego ministra sprawiedliwości, ale zrównał jego polityczne popisy z działaniami komisji, której też – jak wynika ze słów posła – zależy głównie na politycznych igrzyskach.
Czytaj więcej
Zbigniew Ziobro jest przekonany, że odniósł sukces nie zeznając przed komisją śledczą ds. Pegasusa. Podobnie uważają członkowie komisji, którzy są zadowoleni, że nie grali w show do scenariusza byłego ministra sprawiedliwości. Obie strony mają plan na kolejne tygodnie.
Postawa Wiplera jest ważna z dwóch powodów. Po pierwsze – wyborcy Konfederacji w najbliższych miesiącach odegrają bardzo ważną rolę. Jeśli Sławomir Mentzen nie zaliczy w kampanii jakiejś dużej wpadki, zapewne zakończy pierwszą turę wyborów prezydenckich na trzecim miejscu, z dwucyfrowym wynikiem. I od tego, jak zachowa się w drugiej turze jego elektorat, będzie w dużej mierze zależeć wynik wyborów prezydenckich. Po drugie – postawa Wiplera pokazuje, jak na spolaryzowanej scenie politycznej ustawia się Konfederacja.
Zbigniew Ziobro kontra komisja śledcza. Co zobaczył w piątek wyborca Konfederacji?
Wyborcy Konfederacji, którzy nie są tak bardzo zaangażowani emocjonalnie w spór KO (i jej koalicjantów) z PIS jak żelazne elektoraty tych partii, zobaczyli w piątek obrazek, na którym aparat państwa nie potrafił przeszkodzić Zbigniewowi Ziobrze w odegraniu polityczno-medialnego przedstawienia, bezradni policjanci stali przed domem byłego ministra i co jakiś czas naciskali dzwonek, a on sam brylował na antenie Telewizji Republika i wyszedł do funkcjonariuszy wtedy, kiedy sam o tym postanowił. Dla miłośników państwa, które nie obejmuje wiele sfer życia, ale tam, gdzie jest aktywne, ściska mocno, był to niewątpliwie dowód na – powiedzmy eufemistycznie – umiarkowaną sprawczość rządu Donalda Tuska. Gdy rok temu Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik zostali zatrzymani w Pałacu Prezydenckim, państwo dało pokaz swojej siły. W sprawie Ziobry okazało jednak słabość.