Wielu (wciąż większość) czytelników „Rzeczpospolitej” pamięta Polskę sprzed akcesji. I to najlepszy punkt widzenia, by dostrzec, ile w kraju nad Wisłą się zmieniło.
Oczywiście najbardziej widoczne są zmiany wynikające z przyjęcia przez Polskę setek miliardów euro z funduszy spójności. Te pieniądze zapewniły materialny awans polskim miastom i miasteczkom. Katalog inwestycji, z tych opierających się na mechanizmach unijnej konwergencji środków finansowych, niemal nie ma końca. Ale mimo to nie wyczerpuje korzyści, jakie wynieśliśmy z akcesji.
Czytaj więcej
W ciągu trzech lat znacznie ubyło badanych, którzy widzą przewagę zalet nad wadami polskiej obecności w UE. W elektoracie PiS już niemal ich nie ma – wynika z badania IBRiS dla „Rzeczpospolitej”.
Przede wszystkim wejście do Wspólnoty było wielkim powrotem Polaków do europejskiego domu. Mam świadomość, że poszczególne pokoje w tym budynku sporo się od siebie różnią – niemniej jest, tak jak zawsze był, wspólnotą. Właśnie tak postrzega się ją z zewnątrz.
Unia Europejska to cywilizacyjna jedność. Posiada wspólną historię, własny, wywodzący się z chrześcijaństwa system wartości, przynajmniej w sensie historycznym – dużą jednolitość etniczną. A nawet, poza nielicznymi wyjątkami, jest wspólnotą językową. Na koniec – choć to pewnie najważniejsze – jest wspólnotą tradycji. Nie zawsze łatwej, pełnej kaskad i porohów, jest jednak nurtem tej samej, wspólnej rzeki. Polska przez wieki bywała jej częścią. Czasem oddalała się od jej brzegów. Ale zawsze wracała. Od 20 lat na dobre.