Łukasz N., kelner z restauracji „Sowa i przyjaciele”, za współpracę z organami ścigania nie został skazany – objęto go, na wniosek prokuratury, nadzwyczajnym złagodzeniem kary. Była to nagroda za ujawnienie kulis procederu (to N. jako zleceniodawcę podsłuchów wskazał biznesmena Marka Falentę, i wyjawił, kto i jak był potajemnie nagrywany).
W wyroku w tzw. aferze taśmowej z grudnia 2016 r. Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał N. jedynie wpłatę 50 tys. zł na Fundusz Pokrzywdzonych oraz Pomocy Postpenitencjarnej (karę utrzymał Sąd Apelacyjny).
Łukasz N. sprzedawał nagrania – co prawdopodobne, nie tylko Falencie – a za pieniądze z taśm, jak ustalili śledczy, kupił sobie mieszkanie w stolicy i samochód BMW. Sąd orzekł więc przepadek mienia jakiego dorobił się z przestępstwa – kwoty 92,5 tys. zł.
Cienko przędą
„Rzeczpospolita” ustaliła, że Łukasz N. ma problem z wywiązaniem się z regulowania tych zobowiązań. W lipcu warszawski sąd zgodził się mu rozłożyć kwotę na raty. Z 50 tys. zł N. spłacił zaledwie 9 tys. zł – wynika z odpowiedzi biura prasowego sądu. Na raty rozłożono mu też inne zobowiązanie: przepadek mienia z przestępstwa.
Jak informuje nas Sąd Okręgowy w Warszawie, wniosek o rozłożenie na raty obu zobowiązań złożył obrońca słynnego kelnera. Argumentował, że wpłata obu należności w zakreślonym przez sąd terminie „nie jest możliwa, ponieważ Łukasz N. nie posiada środków wystarczających na zapłatę w całości tych należności”.