Już nie będę się ukrywał

Franciszek Smuda twierdzi, że jego piłkarze dali z siebie wszystko, zagrali najlepiej, jak potrafili

Aktualizacja: 26.06.2012 02:12 Publikacja: 25.06.2012 20:36

Franciszek Smuda

Franciszek Smuda

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak pion Piotr Nowak

Jak się pan czuje dziesięć dni po porażce z Czechami?

Franciszek Smuda:

Wciąż fatalnie, ale muszę z tym żyć. Jeśli w klubie przegram w sobotę, to za tydzień mogę zwyciężyć i wszystko wróci do normy. W reprezentacji nie. Rewanżu nie ma. Nie dostanę drugiej szansy.

A chciałby pan?

Przykre jest to, że pracuje się przez dwa i pół roku, a potem to idzie na marne w cztery i pół godziny. Trzy mecze i po wszystkim. Nikogo nie interesuje ta praca, tylko wynik na boisku. Wcale się temu nie dziwię. Teraz mam znacznie więcej doświadczeń niż przed turniejem. Ktoś nowy znajdzie się w takiej samej sytuacji jak ja wcześniej. Ale jestem mężczyzną i mam swój honor. Skoro umawiałem się z prezesem PZPN, że odejdę, jeśli Polska nie wyjdzie z grupy, to muszę słowa dotrzymać.

Przeanalizował pan już  przyczyny?

Cały czas to robię. Czuję się za to odpowiedzialny, więc nie sypiam po nocach. Widzę mecz z Czechami, mimo że mam zamknięte oczy. Fatalnie się z tym czuję. Przez pierwsze trzy dni nie wychodziłem z domu, wyłączyłem telefon i nie oglądałem telewizji. Byłem wycieńczony do tego stopnia, że trudno mi było utrzymać w rękach szklankę. Przez wiele dni żyłem w wyjątkowym napięciu, potem nerwy puściły. Żona, która przeżywa to razem ze mną, powiedziała mi: wyjdź do ludzi. Nie zrobiłeś niczego złego, żeby się ukrywać. Nie jesteś przestępcą. Tylko przegrałeś. Wyszedłem, uświadomiłem sobie, że ludzie, jak dawniej, proszą mnie o autograf, chcą sobie zrobić zdjęcie, dziękują za emocje, jakich dostarczyła drużyna. Odżyłem, a z drugiej strony pogłębiło się uczucie smutku, że sprawiliśmy takim ludziom zawód. I to milionom ludzi.

Co by pan zrobił inaczej, gdyby można było cofnąć czas?

Jeśli odpowiem, że chyba nic, to ktoś powie, że nie wyciągnąłem żadnych wniosków. Ale kiedy analizuję przygotowania i przebieg meczów, to trudno mi znaleźć jakieś konkretne błędy, które miały wpływ na wynik.

Ale jeśli drużyna gra przez pół meczu z Grecją, potem lepiej z Rosją i znowu pół meczu z Czechami, to nie jest normalne. Trener powinien wiedzieć, dlaczego tak się stało.

Nie wytrzymaliśmy presji. Wszyscy razem dmuchaliśmy balon, przekonując się nawzajem, że jako gospodarze musimy wyjść z grupy. To jest nasze Euro, to będzie nasz sukces. Ja też mówiłem, że celem jest wyjście z grupy, i słyszałem, że jestem minimalistą. Do meczu z Grecją przystąpiliśmy zmobilizowani ponad miarę. Otwarcie turnieju, pierwszy mecz o punkty od prawie trzech lat, miliony ludzi przed telewizorami, nasz stadion i tak dalej. Za dużo tego było jak nataką drużynę.

Taką, czyli jaką?

Młodą i niedoświadczoną. Ilu polskich zawodników było wcześniej na tak poważnej imprezie? Kilku i też przegrali. Kiedy już te emocje i presja opadły, z Rosją wszyscy zagrali powyżej możliwości. Przez 90 minut na pełnych obrotach i nawet Andriej Arszawin powiedział, że ich wykończyliśmy. Przed trzecim meczem byliśmy przekonani, że pokonamy Czechów. Nikt absolutnie w to nie wątpił. Ale kiedy przewaga w pierwszej połowie nie przyniosła bramki, znowu zawodnicy zaczęli tracić wiarę.

Patrząc na mecz z Grecją, zastanawiałem się, dlaczego nie zrobił pan żadnej zmiany.

Jedną musiałem, po czerwonej kartce dla Wojtka Szczęsnego. Ale ja pracuję w zawodzie na tyle długo, aby wiedzieć, że jak się ma dziewięciu zawodników w polu, to wprowadzenie nowego gracza może spowodować jeszcze większy bałagan. Jest jeszcze inny problem. Widział pan, jak Niemcy, z rezerwowymi w składzie, grali przeciw Grekom? Lepiej niż z gwiazdami. A ja nie mam takich rezerwowych. Wybrałem jedenastu najlepszych piłkarzy, jacy mogli grać w tej reprezentacji. Ale dwóch równorzędnych jedenastek nie mam. A jak nie ma dwóch, to nie ma też konkurencji. Ławka jest kluczem do sukcesu. Wyobraźmy sobie, że z jakichś powodów nie może grać trójka z Dortmundu. Widzi pan reprezentację bez nich?

Kto pana najbardziej  zawiódł?

Tego pan ode mnie nie usłyszy. Razem pracujemy, razem wygrywamy, a porażka też jest wspólna. PZPN zagwarantował warunki przygotowań, jakich nie miała wcześniej żadna polska reprezentacja. Piłkarze dali z siebie wszystko, więcej już nie mogli. Zagrali, jak potrafili najlepiej. Jakub Błaszczykowski był fantastycznym kapitanem.  Ci, którzy rzekomo włożyli polską koszulkę z łaski   - Sebastian Boenisch, Eugen Polanski i Damien Perquis -  stali się odkryciami tej drużyny i powinni w niej zostać. Cały sztab pracował dla jednego celu. Właśnie tego wszystkiego mi żal.

Jest pan kolejnym trenerem kadry, który odchodzi przegrany. Pamiętam, że Jerzego Engela zwolniono jeszcze przed wyjazdem z Korei. Czy taka atmosfera musi być normą?

Porażka jest porażką. W środowisku piłkarskim panuje konkurencja i zazdrość. Walka o stołek zwykle bywa daleka od elegancji. Argumentem trenera jest zwycięstwo. Jeśli go nie ma, to nie masz też racji. Już wiem, jak smakuje praca z reprezentacją, i na pewno mój następca nie usłyszy ode mnie słów krytyki. Kiedy więc słyszę, że Jerzy Engel, który też odszedł przegrany, zarzuca mnie i drużynie brak ducha, to jest mi po ludzku przykro. W naszym fachu droga z siódmego piętra do piwnicy może trwać kilka chwil. I na odwrót. Tak właśnie było w meczu z Czechami. Ale ta młoda reprezentacja ma przed sobą przyszłość.

Jak się pan czuje dziesięć dni po porażce z Czechami?

Franciszek Smuda:

Pozostało 99% artykułu
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!