Przypominamy recenzję Rafała Świątka z 21 lutego 2012 r.
Przestronny apartament w luksusowej kamienicy, dobrze płatna posada w agencji reklamowej i magnetyzm przyciągający kobiety. To, jak działa jego czar, widać już w jednej z pierwszych scen, gdy uwodzi wzrokiem pasażerkę nowojorskiego metra. On wydaje się panem sytuacji, nienasyconym drapieżnikiem. Ona – ofiarą.
Jednak Brandon tylko pozornie kontroluje swoje życie. W rzeczywistości jest niewolnikiem własnych popędów. Jeśli nie wydaje pieniędzy na prostytutki, to ogląda strony porno w Internecie lub masturbuje się pod prysznicem. Seks traktuje jak fast food, którym można zapchać poczucie pustki, nudę i codzienną rutynę.
Gdyby Steve McQueen poprzestał na zobrazowaniu seksualnego uzależnienia, "Wstyd" byłby jedynie ostrą obyczajowo wiwisekcją choroby. Ale dla reżysera historia Brandona jest również przejawem patologii wywołanej przez współczesny konsumpcjonizm.