„Projekt UFO”. Jaką tajemnicę obnaża serial z Kościukiewiczem i Adamczykiem?

– Można już produkować kłamliwe treści tak wizualnie prawdziwe, że nie będziemy wiedzieli, czym jest rzeczywistość, a czym fikcja – mówi Mateusz Kościukiewicz o serialu „Projekt UFO” z Mają Ostaszewską, Piotrem Adamczykiem i Adamem Woronowiczem.

Publikacja: 17.04.2025 04:27

Piotr Adamczyk i Mateusz Kościukiewicz w serialu „Projekt UFO” Kaspra Bajona

Piotr Adamczyk i Mateusz Kościukiewicz w serialu „Projekt UFO” Kaspra Bajona

Foto: Piotr Litwic/Mat. Pras./Netflx

Urodziłeś się w 1986 r., czy lata 80. to dla ciebie science fiction, niezidentyfikowany obiekt latający?

Akurat miałem okazję grać w kilku filmach z tamtych czasów, więc ten okres jest mi dosyć dobrze znany. Teraz w serialu Netflixa gram Zbigniewa Sokolika, technika naprawiającego sprzęt RTV, który chce poinformować o obecności Niezidentyfikowanego Obiektu Podwodnego (NOP-u), i śmieję się trochę, bo pamiętam z domu czarno-biały telewizor, jaki naprawia mój bohater. Potem mój tata przywiózł telewizor kolorowy z tak delikatnymi sensorami, że gdy mucha usiadła na przyciskach – zmieniała kanały. Chyba to był radziecki kolorowy Rubin. Cieszyłem się, że dobranocka jest w kolorze, choć barwy były lekko przewalone.

Dobrze, że nie eksplodował, bo rubiny często się zapalały. Twój bohater mierzy się ze znaczącym paradoksem: naprawia radia i telewizory, ale do mediów z wiadomością o NOP przebić się nie może. Ma w tym pomóc redaktor Polgar (Piotr Adamczyk), a potem gwiazda TV Wera Wierusz (Maja Ostaszewska) – żona partyjnego sekretarza (Adam Woronowicz), zaś NOP chce wykorzystać propagandowo władza.

To jest w sumie ciekawe, że najczęściej początek lat 80. kojarzy nam się z mrokiem stanu wojennego, czasem bardzo trudnym. W naszym serialu jest trochę inaczej pokazany – są świetne kostiumy, fantastyczna scenografia, absolutnie fenomenalny scenariusz i my, aktorzy, mieliśmy poczucie, że bardzo nam ułatwiono, byśmy mogli wejść w historię z jakiegoś kompletnie innego poziomu.

W poprzednim systemie wiadomo było przynajmniej, że telewizja po prostu kłamie, bo działa instytucjonalna i systemowa cenzura. Na tym tle prawda była bardzo widoczna. A dzisiaj? Tak naprawdę już kompletnie nie mamy wiedzy na temat tego, co jest prawdą, a co nie jest.

Mateusz Kościukiewicz

Ale peerelowski paździerz też jest, błoto blokowisk, przetłuszczone włosy.

Tak, ale okazało się również, że Kasper Bajon, znany głównie jako scenarzysta, zadebiutował jako reżyser serialu z krwi i kości.

Maja Ostaszewska w serialu „Projekcie UFO"

Maja Ostaszewska w serialu „Projekcie UFO"

Foto: Piotr Litwic/Mat.Pras./Netflix

Ty zaś pierwszoplanową rolą debiutowałeś we „Wszystko co kocham” jako punkowy buntownik, którego zachowanie rzutowało na losy miłości i rodziny.

Janek to, oczywiście, dla mnie bardzo ważna rola. Pierwsza duża i główna rola, spełnienie marzenia. To był czas, kiedy nagle pojawiła się moda, żeby odkrywać młode talenty, i cała moja generacja wypłynęła na fali boomu, gdy na polskie kino sprzedawano 20 mln biletów. To był jeden z lepszych okresów w historii kinematografii. Oczywiście wszystko bardzo się pozmieniało, nagle i dramatycznie. Przede wszystkim przyzwyczajenia widowni.

Zaczął się nowy etap platform streamingowych.

Akurat dla aktorów, myślę, że to jest świetny czas. Wiadomo, że trudno jest przebić się na pierwszy plan, konkurencja jest o wiele większa, ale też jest o wiele więcej ról i pracy. Rozmawialiśmy z Piotrem i Mają, że wymiana generacyjna była co dwa pokolenia, gdy młodzi stają się średnim pokoleniem, średnia generacja starszą i wchodzą do gry młode wilki i wilczyce wygłodniałe ról i karier. Chyba taki moment następuje teraz. Zaś ja uwielbiam spotykać się z aktorami, wręcz legendami w naszym zawodzie, których zawsze uważnie obserwowałem. W sumie to dość zabawne, że po tylu latach właśnie z Piotrem Adamczykiem stanęliśmy razem na planie. Mogłoby się wydawać, że jesteśmy z kompletnie dwóch różnych światów i obaj mieliśmy obawy, jak będziemy do siebie pasować, bo mieliśmy jakieś wyobrażenie związane z naszym wizerunkiem. A kiedy stanęliśmy na castingu twarzą w twarz, spojrzeliśmy sobie prosto w oczy i gdy tylko zaczęliśmy grać, to od razu poczuliśmy potencjał, że razem możemy stworzyć coś fajnego. Zarazem udało mi się zachować młodzieńcze marzenia – zawsze bardzo mnie ekscytowało, że mogę być oko w oku z superznanym aktorem.

Ty też nie jesteś halabardnikiem… Nietypową rolę zagrała Maja Ostaszewska, którą kojarzymy ze szlachetnymi, wrażliwymi postaciami, a teraz gra osobę biegłą w intrygach, korzystającą ze swojej urody, niekrępującą się, by używać przewagi w łóżku.

Zostaliśmy wciągnięci w tę historię w tak fantastyczny sposób, że często w ramach jakiejś zabawy i treningu komunikowaliśmy się na planie swoimi bohaterami, ponieważ te postaci są wyraziste i silne. Trudno było się dystansować, mimo że przecież znamy się w naszym aktorskim gronie bardzo dobrze. Na planie w roli Mai nie widziałem Mai, tylko jej bohaterkę, i aż mnie korciło, żeby moim Zbyszkiem do niej zagadać, zbudować nową relację. To wynika z ogromnej siły projektu i niesamowitego talentu Kaspra, który potrafił zebrać bardzo silną ekipę filmową. Dzięki temu mieliśmy nową przygodę, która w pracy filmowca daje szansę oderwania się na chwilę od rzeczywistości i przebywania w sferze fantazji. Zarządzania zbiorową wyobraźnią.

Powstał serial o manipulacji, fake newsie, szukaniu prawdy i kreowaniu się poprzez jakąś prawdę, co można złośliwie nazwać projektem. Ale także o zawłaszczeniu prawdy dla sławy i budowania wizerunku medialnego albo realizacji interesu politycznego, który polega na odciąganiu uwagi od realnych problemów. To pojawienie się NOP jest jak w PRL wytrysk ropy w Karlinie czy „złoty pociąg” lub „dziadek z Wehrmachtu” w III RP. Mamy w obrazku żartobliwy paździerz, ale przecież serial jest też o nas – dzisiaj.

Refleksja jest chyba taka, że w poprzednim systemie wiadomo było przynajmniej, że telewizja po prostu kłamie, bo działa instytucjonalna i systemowa cenzura. Na tym tle prawda była bardzo widoczna. Jak tylko ktoś mrugnął okiem albo wprowadził aluzyjnie kontekst kompletnie niezwiązany z treścią wypowiedzi, albo używał haseł, słów kluczy – wszyscy od razu wiedzieli, że prawda została przemycona. Nieprawdopodobna była pozycja aktorów w społeczeństwie, bo mieli dostęp do prawdy i na scenę wychodzili koryfeusze. Nikt nie mógł przerwać nagle spektaklu, a chociaż mówili kwestie dramatów, znanych od dziesiątek lat – interpretacja nakierowywała ludzi i omijała cenzurę. A dzisiaj? Tak naprawdę już kompletnie nie mamy wiedzy na temat tego, co jest prawdą, a co nie jest.

Czytaj więcej

Tom Cruise wraca do Cannes w kolejnej serii przygód agenta Ethana Hunta

W strasznym przebodźcowaniu, natłoku różnych przekazów i głębokiego społecznego uzależnienia od ekranów, dużych i małych, stacjonarnych i mobilnych – bardzo nam jest trudno w ogóle dostrzec, o co chodzi. Z tego, co obserwuję, ostatnim bastionem prawdy i wiarygodności są nasze najbliższe relacje, najbliższy świat, tak zwana mała ojczyzna. Kiedyś tak mówiono o rodzinie, okolicy. Dziś sąsiedzi to wyświechtane hasło – wielu ludzi nie zna swoich sąsiadów i drugi krąg naszego funkcjonowania w społeczeństwie – poza rodziną i przyjaciółmi – praktycznie nie istnieje. Zaczęła się epoka, kiedy można wyprodukować kłamliwe treści, które są tak wizualnie prawdziwe, że już za chwilę nie będziemy wiedzieli, czym jest rzeczywistość, a czym medialna fikcja.

Ostatnim bastionem prawdy i wiarygodności są nasze najbliższe relacje, najbliższy świat

Mateusz Kościukiewicz

Serial o mistyfikacji sam żywi się mistyfikacją. Mamy milicjantkę Borewicz, która nawiązuje do „07 zgłoś się”, i generała w czarnych okularach ogłaszającego stan wojenny, ale „urzędowy”. Starsi się połapią i pośmieją, młodsi mogą ulec szumowi informacyjnemu.

To też jest bardzo ciekawe, bo kiedyś informacja miała swoją wagę i źródła. Za informacją stał cały proces pozyskiwania jej, weryfikowania, redagowania i przekazywania. A dzisiaj? Jak to się mówi? Zasób?

Content!

Na tym tle nasz miniserial jest, mam wrażenie, odświeżającą propozycją, ale też fajną rozrywką na dobrym poziomie. Zaś dla mnie Zbyszek Sokolik to bardzo ważna postać w mojej karierze. Bardzo lubię tego bohatera i myślę, że stoi w absolutnym przeciwieństwie do Mikołaja ze „Wzgórza Psów”, którego celem było, żebyśmy go nie lubili, żeby nas irytował.

Mnie się ten polski Kurt Cobain podobał!

A ja się zastanawiałem, czy dalej jesteśmy w stanie zarządzać jakąś zbiorową wyobraźnią, czy już wszystko jest tak poukładane, że te atrybuty zostały nam, aktorom, odebrane. Czy można stworzyć bohatera, którego ludzie nie będą lubić, a za chwilę dać im postać, którą nagle pokochają i stwierdzą, że to jest spoko gość i fajnie by było mieć takiego kumpla obok.

Urodziłeś się w 1986 r., czy lata 80. to dla ciebie science fiction, niezidentyfikowany obiekt latający?

Akurat miałem okazję grać w kilku filmach z tamtych czasów, więc ten okres jest mi dosyć dobrze znany. Teraz w serialu Netflixa gram Zbigniewa Sokolika, technika naprawiającego sprzęt RTV, który chce poinformować o obecności Niezidentyfikowanego Obiektu Podwodnego (NOP-u), i śmieję się trochę, bo pamiętam z domu czarno-biały telewizor, jaki naprawia mój bohater. Potem mój tata przywiózł telewizor kolorowy z tak delikatnymi sensorami, że gdy mucha usiadła na przyciskach – zmieniała kanały. Chyba to był radziecki kolorowy Rubin. Cieszyłem się, że dobranocka jest w kolorze, choć barwy były lekko przewalone.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Platformy streamingowe
„Nic nie jest takie, jak się wydaje”. „Czarne lustro” powraca
Platformy streamingowe
„Dzień zero”: kiedy w telefonie czytasz, że drugiego ataku nie przeżyjesz
Platformy streamingowe
Tydzień wielkich premier: czym zaskoczy „Biały Lotos 3” i „Dzień zero”?
Platformy streamingowe
Podano datę premiery trzeciego sezonu „Squid Game”
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Platformy streamingowe
„Wzgórze psów” Jakuba Żulczyka, czyli zbrodnie waszej młodości