O tym „Hamlecie” stało się głośno w sposób ośmieszający nasze czasy, tak zwane media społecznościowe i „kolorowe”. Zarzucono nepotyzm Janowi Englertowi, który rzadko reżyserował w Narodowym i nie za często grał, przy wielu premierach powtarzał, że żona i aktorka Beata Ścibakówna ma prawo mieć do niego pretensje, że otrzymuje niewiele ról.
Żegnając się z dyrekcją Narodowego „Hamletem”, obsadził w roli królowej Gertrudy właśnie Beatę Ścibakównę (jest aktorką Narodowego od 1997 r., zatrudniał ją dyrektor Jerzy Grzegorzewski), zaś rolę Ofelii powierzył córce Helenie Englert.
Czytaj więcej
Generalnie lepiej by było, żeby artyści nie kadzili swojej wspólnocie, tylko zajmowali się tym, c...
Jan Englert i „Hamlet”
Pewnie jedną z konsekwencji ataku na Jana Englerta było to, że nie udzielił wywiadów żadnemu z teatralnych dziennikarzy i wypowiadał się wyłącznie przy okazji premiery filmu „Skrzyżowanie”, w którym po wielu latach mógł nareszcie zagrać główną rolę.
„Ja się żegnam” – powiedział Januszowi Wróblewskiemu w wywiadzie dla „Polityki”. „I nie wyobrażam sobie, żebym mógł to zrobić na scenie bez najbliższych. Dla mnie to zamyka dyskusję. Słowem »nepotyzm« można żonglować na wiele sposobów. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia ani w tej, ani w innych sprawach. Nikt mi nie udowodni, że kiedykolwiek na przestrzeni tych 22 lat zachowywałem się nieuczciwie, podsuwałem do obsady żonę czy siebie samego. A w końcu uważam się za nie najgorszego aktora i całkiem niezłego reżysera. Proszę mi pokazać drugiego dyrektora, który we własnym teatrze zagrałby w tym czasie zaledwie kilka głównych ról. Wyreżyserowałby, i to wliczając dyrekcję Grzegorzewskiego, tylko dziesięć przedstawień. Pokażcie mi drugiego takiego nepotę”.